[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dość już go zmarnowaliśmy na krzątanie wokół muzyki, na oddalanie się od jedności,od nieśmiertelności.I już go nie mamy.Prawie sto lat upłynęło od Władcy.A my dalejdrepczemy w miejscu.W wielości nasza zguba, w niezmienności pojednanie.I dobrze mówiłstary Hurba, ale go nikt słuchać nie chciał.I tak skończył Jorka mówić.Wziął gęśle rodowe do kaptura, na ramię zarzucił trombitę iruszył na Skałę, co na północ od Krzywego, w dole Doliny Gadułki stała.Tam się wspiął iwolno, dostojnie na trombicie zagrał, a jej głos szedł na całe Smoczogóry.Szedł w Karby ipod Stare Sztolnie, szedł przez Rówień aż do zboczy Pazdurów.A pieśń, co szła z trombity,mówiła o tym wszystkim, co Jorka przekazał wcześniej Kozlicom.Aż trombita umilkła iJorka umilkł.Wsparł się na niej i tak stał na skale, w bezruchu i w milczeniu.I całym sobągrał odwieczną nutę, nieśmiertelną nutę, co się kryje w milczeniu.I stał tak aż do końca rodu Kozliców, bo naprawdę był ich ostatnim gęślarzem.***Szarotka umilkła, wstała i przeciągnęła się, ziewając.Koreda długo siedział w bezruchu, odurzony opowieścią o Wichrowych braciach i końcumuzyki.Sam zastygł nieruchomo, jakby szukając nieśmiertelności.Nawet dym zamarł wpowietrzu, którego nie poruszał najlżejszy powiew.A zagubione strzępy myśli zagubiły siędo cna i naprawdę szkoda o nich dłużej gadać. I tyle o muzykantach.Potem Kozlice nie mieli już żadnego. skończyła Szarotka. Ech, za krótki jestem na te twoje opowieści odezwał się wreszcie Koreda. Tugęślarza trzeba, by się na tych wszystkich zmiennościach i niezmiennościach wyznał.Jak cisię to wszystko w głowie nie pomiesza? Czasem się miesza.Ale co mam robić, jak mnie o kolejne opowieści męczysz.Napowrót sobie wszystko układam i już. Powiedz mi, skąd tyle wiesz o rodzie Kozliców, jak prawie nikt o nim nie pamięta? spytał Koreda.Dziewczyna przez chwilę milczała i chłopak myślał, że to z senności.Szarotka byłasenna, ale milczała z innego powodu.Po dłuższym czasie odezwała się cicho: Bo mi Kozlice ukochanego zabili.I poszła do sąsiedniej izby.A Koreda położył się na ławie, pełen rozmaitych myśli.W drugim kącie izby gęślikiPierwszego Kozlicy połyskiwały tajemniczo.Chłopak z Jasionki poczuł się nieswojo.I z tegowszystkiego usnął.I tak skończył się czwarty dzień opowieści o Kozlicach.Rozdział czternastyktóry zawiera piąty i tym samym ostatni dzień opowieści SzarotkiKoreda obudził się z niejasnym przeczuciem, że skrzypeczki Pierwszego Kozlicy mająmu coś ważnego do powiedzenia.Podszedł do nich i zaczął je uważnie oglądać.Teraz wydałymu się jakieś takie zgrzebniejsze, już nie tak piękne jak wtedy, kiedy je od dziwożondostawał.Może zasłuchały się we wczorajsze zapewnienia górala, że są lichej roboty? Amoże się to wszystko tylko Koredzie zwidziało? Za dużo tych opowieści, pomyślał.Tylkoczłowiek głupieje i na świat nie potrafi trzezwo spoglądać.A właśnie tego dnia miał nastąpić ostatni wieczór, kiedy cała tajemnica rodu Kozlicówpowinna się przed Koredą odsłonić.Chłopak miał więcej pytań niż odpowiedzi i niecierpliwieczekał na porę zmierzchu.Wiedział, że Szarotka wcześniej nie piśnie ani słowa.Tajemniczaopowieść wciągała go i odurzała, całymi dniami chodził jak pijany.Zapomniał już, po coprzybył na Rówień, ale stało się tak po części dlatego, iż uznał, że Szarotka jest odpowiedziąprastarego Krzywulca.To trzecia osoba, która wie o Kozlicach, po Kumaku i Huściawie.Acałe Smoczogóry zapomniały o tym wielkim i starym rodzie.I Koreda czuł, że przez prawdęo rodzie Kozliców zbliży się do prawdy o czartach, której poszukiwał.I że znajdzie na niejakiś sposób.Nie potrafił tego jeszcze wyjaśnić, ale czuł, że zapomnienie o Kozlicach nie jestprzypadkowe i ma jakiś związek z mroznymi czartami zapomnienia.Tego dnia Szarotka zapowiedziała chłopakom, że musi iść w las po zioła, główniepotrzebne do dalszego leczenia Gronia.Chory przesypiał jeszcze większość dnia, więcKoreda musiał sobie radzić sam.Z początku chciał nawet pobiec do jednej z opuszczonychchałup i opowiedzieć czartowi wszystko o Kozlicach.W ten sposób zabiłby czas i niemusiałby też na siłę myśleć o innych, odległych sprawach.Ale porzucił ten pomysł, bojąc się,że go czart na powrót opęta.A czuł, że czas jego pełnego wyzwolenia spod władzy południkajest już bliski.Dlatego zaczął bez celu spacerować po lesie, oddalając się coraz bardziej od chałupySzarotki.Nie bał się zabłądzenia, gdyż szczęściem dla niego po tej części Równi prowadziłytylko ścieżki wydeptane przez dziewczynę.Reszta dróg dawno pozarastała, dlatego Koredatrzymał się ścieżek.Tak dotarł na niewysoki pagórek, z dwu stron otoczony mokradłami.Przy brzegach, wsitowiu, kumkały żaby, a po podmokłej łące dostojnie brodziły bociany.Na szczycie pagórkarósł dąb, piękny i prastary.Jak każde wolno stojące drzewo rozpostarł się nad ziemią o wieleszerzej niż jego stłoczeni w gęstwinie bracia.Koreda wspiął się na pagórek, okrążył dąb ipołożył się w cieniu jego konarów, niknąc cały w wysokiej trawie.I musiał się zdrzemnąć, gdyż obudziło go dopiero śpiewanie Szarotki.Nie widział jej, aledziewczyna musiała stać blisko drzewa, po drugiej stronie.Zpiewała piosenkę na melodiędziecięcej wyliczanki i po raz drugi przypomniały się Koredzie dziwożony.Pierwszy byłwtedy, kiedy zobaczył ją schodzącą po krętym pniu Krzywulca.Teraz śpiewała staremudębowi.Dębie, mój braciszkuTwój koniec już bliskiKoniec czy początekPrzesupła się wątekSzarotka śpiewała tę zwrotkę jeszcze kilkanaście razy.Dla Koredy słowa te nie miaływiększego sensu, dlatego uśmiechnął się pod nosem.Ale postanowił, że nie ujawni się, niechdziewczyna myśli, że jest sama.Słyszał od Biłki, że baby rozmawiają z drzewami, szeptają do nich.Tak było przecież zKrzywulcem.Ale nigdy nie miał okazji, by te rozmowy słyszeć.Teraz śmiał się w duchu zpowagi starej Biłki, kiedy o tym mówiła.Nic dziwnego, że prastary Krzywulec zamilkł.Koreda odczekał, aż Szarotka się oddali, po czym cicho wstał i wolno ruszył do domu.Kiedy wrócił, dziewczyna przygotowywała posiłek, złożony z uwędzonych przed kilkomadniami pstrągów. Dobrze, że jesteś powitała go od progu. Groń mówił mi, że poszedłeś włóczyć siępo okolicy.Po kolacji nadszedł czas na opowieść Koredy o krainie dziwożon.Szarotka zawołałaGronia, który poprzedniego dnia był taki ciekawy dalszego ciągu przygód swego druha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
. Dość już go zmarnowaliśmy na krzątanie wokół muzyki, na oddalanie się od jedności,od nieśmiertelności.I już go nie mamy.Prawie sto lat upłynęło od Władcy.A my dalejdrepczemy w miejscu.W wielości nasza zguba, w niezmienności pojednanie.I dobrze mówiłstary Hurba, ale go nikt słuchać nie chciał.I tak skończył Jorka mówić.Wziął gęśle rodowe do kaptura, na ramię zarzucił trombitę iruszył na Skałę, co na północ od Krzywego, w dole Doliny Gadułki stała.Tam się wspiął iwolno, dostojnie na trombicie zagrał, a jej głos szedł na całe Smoczogóry.Szedł w Karby ipod Stare Sztolnie, szedł przez Rówień aż do zboczy Pazdurów.A pieśń, co szła z trombity,mówiła o tym wszystkim, co Jorka przekazał wcześniej Kozlicom.Aż trombita umilkła iJorka umilkł.Wsparł się na niej i tak stał na skale, w bezruchu i w milczeniu.I całym sobągrał odwieczną nutę, nieśmiertelną nutę, co się kryje w milczeniu.I stał tak aż do końca rodu Kozliców, bo naprawdę był ich ostatnim gęślarzem.***Szarotka umilkła, wstała i przeciągnęła się, ziewając.Koreda długo siedział w bezruchu, odurzony opowieścią o Wichrowych braciach i końcumuzyki.Sam zastygł nieruchomo, jakby szukając nieśmiertelności.Nawet dym zamarł wpowietrzu, którego nie poruszał najlżejszy powiew.A zagubione strzępy myśli zagubiły siędo cna i naprawdę szkoda o nich dłużej gadać. I tyle o muzykantach.Potem Kozlice nie mieli już żadnego. skończyła Szarotka. Ech, za krótki jestem na te twoje opowieści odezwał się wreszcie Koreda. Tugęślarza trzeba, by się na tych wszystkich zmiennościach i niezmiennościach wyznał.Jak cisię to wszystko w głowie nie pomiesza? Czasem się miesza.Ale co mam robić, jak mnie o kolejne opowieści męczysz.Napowrót sobie wszystko układam i już. Powiedz mi, skąd tyle wiesz o rodzie Kozliców, jak prawie nikt o nim nie pamięta? spytał Koreda.Dziewczyna przez chwilę milczała i chłopak myślał, że to z senności.Szarotka byłasenna, ale milczała z innego powodu.Po dłuższym czasie odezwała się cicho: Bo mi Kozlice ukochanego zabili.I poszła do sąsiedniej izby.A Koreda położył się na ławie, pełen rozmaitych myśli.W drugim kącie izby gęślikiPierwszego Kozlicy połyskiwały tajemniczo.Chłopak z Jasionki poczuł się nieswojo.I z tegowszystkiego usnął.I tak skończył się czwarty dzień opowieści o Kozlicach.Rozdział czternastyktóry zawiera piąty i tym samym ostatni dzień opowieści SzarotkiKoreda obudził się z niejasnym przeczuciem, że skrzypeczki Pierwszego Kozlicy mająmu coś ważnego do powiedzenia.Podszedł do nich i zaczął je uważnie oglądać.Teraz wydałymu się jakieś takie zgrzebniejsze, już nie tak piękne jak wtedy, kiedy je od dziwożondostawał.Może zasłuchały się we wczorajsze zapewnienia górala, że są lichej roboty? Amoże się to wszystko tylko Koredzie zwidziało? Za dużo tych opowieści, pomyślał.Tylkoczłowiek głupieje i na świat nie potrafi trzezwo spoglądać.A właśnie tego dnia miał nastąpić ostatni wieczór, kiedy cała tajemnica rodu Kozlicówpowinna się przed Koredą odsłonić.Chłopak miał więcej pytań niż odpowiedzi i niecierpliwieczekał na porę zmierzchu.Wiedział, że Szarotka wcześniej nie piśnie ani słowa.Tajemniczaopowieść wciągała go i odurzała, całymi dniami chodził jak pijany.Zapomniał już, po coprzybył na Rówień, ale stało się tak po części dlatego, iż uznał, że Szarotka jest odpowiedziąprastarego Krzywulca.To trzecia osoba, która wie o Kozlicach, po Kumaku i Huściawie.Acałe Smoczogóry zapomniały o tym wielkim i starym rodzie.I Koreda czuł, że przez prawdęo rodzie Kozliców zbliży się do prawdy o czartach, której poszukiwał.I że znajdzie na niejakiś sposób.Nie potrafił tego jeszcze wyjaśnić, ale czuł, że zapomnienie o Kozlicach nie jestprzypadkowe i ma jakiś związek z mroznymi czartami zapomnienia.Tego dnia Szarotka zapowiedziała chłopakom, że musi iść w las po zioła, główniepotrzebne do dalszego leczenia Gronia.Chory przesypiał jeszcze większość dnia, więcKoreda musiał sobie radzić sam.Z początku chciał nawet pobiec do jednej z opuszczonychchałup i opowiedzieć czartowi wszystko o Kozlicach.W ten sposób zabiłby czas i niemusiałby też na siłę myśleć o innych, odległych sprawach.Ale porzucił ten pomysł, bojąc się,że go czart na powrót opęta.A czuł, że czas jego pełnego wyzwolenia spod władzy południkajest już bliski.Dlatego zaczął bez celu spacerować po lesie, oddalając się coraz bardziej od chałupySzarotki.Nie bał się zabłądzenia, gdyż szczęściem dla niego po tej części Równi prowadziłytylko ścieżki wydeptane przez dziewczynę.Reszta dróg dawno pozarastała, dlatego Koredatrzymał się ścieżek.Tak dotarł na niewysoki pagórek, z dwu stron otoczony mokradłami.Przy brzegach, wsitowiu, kumkały żaby, a po podmokłej łące dostojnie brodziły bociany.Na szczycie pagórkarósł dąb, piękny i prastary.Jak każde wolno stojące drzewo rozpostarł się nad ziemią o wieleszerzej niż jego stłoczeni w gęstwinie bracia.Koreda wspiął się na pagórek, okrążył dąb ipołożył się w cieniu jego konarów, niknąc cały w wysokiej trawie.I musiał się zdrzemnąć, gdyż obudziło go dopiero śpiewanie Szarotki.Nie widział jej, aledziewczyna musiała stać blisko drzewa, po drugiej stronie.Zpiewała piosenkę na melodiędziecięcej wyliczanki i po raz drugi przypomniały się Koredzie dziwożony.Pierwszy byłwtedy, kiedy zobaczył ją schodzącą po krętym pniu Krzywulca.Teraz śpiewała staremudębowi.Dębie, mój braciszkuTwój koniec już bliskiKoniec czy początekPrzesupła się wątekSzarotka śpiewała tę zwrotkę jeszcze kilkanaście razy.Dla Koredy słowa te nie miaływiększego sensu, dlatego uśmiechnął się pod nosem.Ale postanowił, że nie ujawni się, niechdziewczyna myśli, że jest sama.Słyszał od Biłki, że baby rozmawiają z drzewami, szeptają do nich.Tak było przecież zKrzywulcem.Ale nigdy nie miał okazji, by te rozmowy słyszeć.Teraz śmiał się w duchu zpowagi starej Biłki, kiedy o tym mówiła.Nic dziwnego, że prastary Krzywulec zamilkł.Koreda odczekał, aż Szarotka się oddali, po czym cicho wstał i wolno ruszył do domu.Kiedy wrócił, dziewczyna przygotowywała posiłek, złożony z uwędzonych przed kilkomadniami pstrągów. Dobrze, że jesteś powitała go od progu. Groń mówił mi, że poszedłeś włóczyć siępo okolicy.Po kolacji nadszedł czas na opowieść Koredy o krainie dziwożon.Szarotka zawołałaGronia, który poprzedniego dnia był taki ciekawy dalszego ciągu przygód swego druha [ Pobierz całość w formacie PDF ]