[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przekazywanie wiadomości to było coświęcej niż zwykłe odczytywanie ich z telepromptera, w przeciwieństwiedo tego, co sądził Jack.Zadzwoniła pózniej do Grega, żeby mu opowiedzieć o spotkaniu zdoktor Flowers, ale go nie zastała.Postanowiła wyjść i kupić kanapkę.Było wspaniałe popołudnie, lekki wietrzyk łagodził typowy dlawaszyngtońskiego lata upał.I znowu wydało jej się, że ktoś ją śledzi, alekiedy rozejrzała się dookoła, nie zauważyła nic podejrzanego.Szło za niąniespiesznie dwóch mężczyzn, śmiejąc się i rozmawiając, to wszystko.Ledwo wróciła do biura, zadzwonił Bill.Zapytał, jak się czuje i czypodjęła jakieś decyzje.- Nie jestem pewna, co robić - wyznała.- Może się mylę.Może onma po prostu trudny charakter? Wiem, że to brzmi bez sensu, ale ja gokocham i wiem, że on kocha mnie.- Ty to wiesz najlepiej - powiedział spokojnie Bill.- Ale po tym, comówiła wczoraj doktor Flowers, zastanawiam się, czy przypadkiem niewróciłaś do fazy zaprzeczania.Może powinnaś do niej zadzwonić izapytać, co ona o tym sądzi?- Myślałam o tym.Mam jej wizytówkę.- Zadzwoń.- Zadzwonię.Obiecuję.Podziękowała mu jeszcze raz za wczoraj i obiecała zadzwonićnazajutrz, żeby go uspokoić.RS 104Miły był z niego człowiek i była mu wdzięczna za życzliwość i troskę.Przez resztę popołudnia przygotowywała bieżące teksty.Wiadomościo piątej wyszły tylko nieco lepiej.Irytowało ją że Brad jest takiniezręczny.To, co mówił, było sensowne, ale przekazywał to tak, żerobił wrażenie nowicjusza.Nigdy przedtem nie pracował jako współprezenter i pomimo że był inteligentny, nie miał za grosz wdzięku,charyzmy czy stylu.Gdy wychodziła z pracy, wciąż była tym poirytowana.Jack poszedłna spotkanie do Białego Domu.Powiedział, żeby wzięła samochód, a poprzyjściu do domu zamknęła drzwi na klucz.Zabrzmiało to śmiesznie.Nigdy przecież nie zostawiała otwartych, a z dwoma policjantami,stacjonującymi koło ich domu, okolica była bezpieczniejsza niżkiedykolwiek.Wieczór był tak przyjemny, że poleciła kierowcy zatrzymać się o paręprzecznic od domu i poszła dalej spacerem.Zapadł zmierzch.Maddyczuła się spokojniejsza i bardziej odprężona niż poprzedniego dnia.Mijała właśnie ostatni róg, myśląc o Jacku, gdy nagle nie wiadomo skądwyłoniła się jakaś ręka, chwyciła ją błyskawicznie i pociągnęła w krzaki.Nigdy dotąd nikt nie trzymał jej tak mocno.Nie widziała twarzynapastnika, bo złapał ją z tyłu i wykręcił ręce.Próbowała krzyczeć, alezakrył jej usta dłonią.Walczyła jak tygrysica.W panice kopnęła go wgoleń, usiłując utrzymać się na jednej nodze, ale gdy się z nim szarpała,stracili równowagę oboje i upadli.W jednej chwili był na niej.Próbowałjedną ręką podciągnąć jej spódnicę, a drugą ściągnąć majtki, ale żeby tozrobić, musiał odkryć jej usta.Wrzasnęła ze wszystkich sił.Natychmiastdał się słyszeć odgłos biegu i w momencie, gdy napastnik, ściągnąwszyjej majtki, sięgał do zamka własnych spodni, ktoś szarpnął go i odciągnąłod niej z taką siłą że niemal pofrunął w powietrzu.Leżała przez chwilę, łapiąc powietrze.Nagle wokół zaroiło się odpolicjantów.Błyskały światła.Ktoś pomógł jej wstać.Powoli jej oddechsię uspokajał.Włosy miała w nieładzie, spódnicę powalaną ziemią alebyła nietknięta.Drżała tylko.Jeden z policjantów wziął ją za ramię.- Co z panią pani Hunter?- Chyba wszystko w porządku.Wsadzili napastnika do karetki.Maddy wciąż się trzęsła.RS 105- Co się właściwie stało? - spytała.- Mamy go.Byłem pewny, że złapiemy skurczybyka, kiedy wystawinos.To była tylko kwestia czasu.Pójdzie siedzieć.Nie mogliśmy niczrobić, dopóki pani nie zaatakował.- Obserwowaliście go? - spytała zaskoczona.Była pewna, że toprzypadkowy napastnik.- Odkąd tylko zaczął pani przysyłać listy.- Listy? Jakie listy?- Codziennie jeden, od mniej więcej tygodnia, o ile wiem.Pani mążspotykał się w tej sprawie z porucznikiem.Skinęła głową.Nie chciała wyglądać tak głupio, jak głupio się czuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • p include("s/6.php") ?>