[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to ci się nie podoba.Już się odemnie nie uwolnisz, Anne.- Zcisnął jej dłonie wsuniętegłęboko w kieszenie szlafroka.- Nigdy nie sądziłem,Anula & Irenascandalousże będzie mi żal Remy'ego, ale wątpię, czy ten facetkiedykolwiek miał ostatnie słowo, a jeśli się tak kiedyśzdarzyło, to tylko dlatego, że zmęczyłaś się spieraniemz nim.- Zaśmiał się, widząc jej niezadowoloną minę.- Nie rób takich min.- Nigdy nie robię min.Objął ją i przytulił.- Kocham twoją niezależność niemal tak samomocno, jak mnie ona irytuje.Obawiam się, że siępowtarzam, ale stanowisz nie lada wyzwanie.Anne opierała się tylko dla zasady.- Wy, pogromcy niewieścich serc, wszyscy jesteś^cie tacy sami.Codzienna rutyna was zabija.I dlategonigdy nie będziemy do siebie pasować.Wybuchnął śmiechem.- Bo tyjesteś taka nudna, zasadnicza i staroświecka?Wymierzyła mu kuksańca.- Jesteś zepsuty.Nigdy nie napotkałeś przeszkody?której nie zdołałeś pokonać.Za bardzo się przyzwy-czaiłeś stawiać na swoim.- A ty nie?Pocałował ją i wmawiał w siebie, że nie zrobił tegopo to, żeby zamknąć jej usta.To, co cały czas tliło się między nimi, wybuchnęłoz nową siłą.Anne wyswobodziła się z jego objęć.- Czyli jestem nudna i staroświecka?- Tego nie powiedziałem.Teraz to ona go pocałowała i całym ciałem przycisinęła go do blatu.- Niech ci się zdaje, że tym razem postawiłeś naAnula & Irenascandalousswoim, ale ja chcę się upewnić, że wiesz, że to tylkołut szczęścia.Znowu się roześmiał.- Wierz, w co chcesz.Zgadza się - szeptał międzypocałunkami -jestem zepsuty.Jestem pogromcą niewieścich serc.Jestem.Do czego jeszcze mam sięprzyznać? Aha, jestem szczęściarzem.- Już chciałacoś odpowiedzieć, lecz nie dopuścił jej do głosu.- Cholernym szczęściarzem.Porwał ją na ręce i zaniósł z powrotem do ichmiłosnego gniazdka.Ciasto Estelle musi zaczekać.Anne otworzyła oczy i ujrzała nad sobą gwiazdy.Czuła, że całe jej ciało śpiewa.Zaśmiała się cicho.- Jakie to fantastyczne.- To ty jesteś fantastyczna.O czym myślisz?- Widzisz - zaczęła, poważniejąc - nie mogę sięteraz rozpraszać.- Sądziłem, że się na coś przydam.Naprawdę niemogę ci w niczym pomóc?- Już mi pomogłeś nawet bardziej, niż sobie wyobrażasz.- Prychnął w odpowiedzi, lecz ona ciągnęłaniezrażona: - Nie żartuję.Wiem, że jesteś blisko, żeczekasz w pogotowiu.To dla mnie bardzo ważne.Nieoczekuję od ciebie, że zrozumiesz, dlaczego muszęuporać się z tym wszystkim sama, ale wiedz, że bardzowiele dla mnie znaczy, że nie wyciągasz ręki i nieodbierasz mi tego, co jeszcze mam.- Grymas bóluprzemknął mu po twarzy.- Nie pozwoliłabym ci.Leczobiecuję, że w krytycznym momencie zwrócę się dociebie o pomoc.Anula & Irenascandalous- Nie czekaj aż tak długo.Nie ma sensu przedłużaćagonii, jeśli nie widzisz innego wyjścia.- Może i nie ma.Może od samego początku byłamskazana na przegraną? - Wątpliwości, które zawsze odsiebie odsuwała, znowu ją osaczyły.- Ale jeśli niepotrafię dać sobie rady tylko z pomocą córek, to możei lepiej.Marzenie Remy'ego, moje marzenie, nie zostanie wchłonięte przez jakąś sieć.To, co stworzyliśmy, jest wyjątkowe.Jeśli nie może przetrwać w niezmienionej postaci, trudno, niech upadnie.Zamilkła i utkwiła wzrok w punkcie przed sobą.Z najwyższym wysiłkiem otrząsnęła się ze smutkui mówiła dalej.- Mamy tę nową ofertę.Musimy ją rozważyć.Niechcę jej przyjąć, niemniej ten, kto ją złożył, myślałrozsądnie.Dzięki Bogu, będziemy mieli teraz chwilęoddechu - ciągnęła.- Na koniec karnawału mamykomplet gości.Jeśli nie wydarzy się jakaś nowa katastrofa, damy sobie radę.Moje dziewczęta mają pełnonowych pomysłów, które mogą nam zagwarantowaćbezpieczną przyszłość.Obserwowanie, jak zbiera siły, mobilizuje się, od-pędza rozpacz, było dla Williama ciosem.Czuł się tak,jakby wpadł w zastawioną przez siebie samego pułapkę.Jeśli wycofa ofertę, odbierze Anne zródło pocie-szenia, z drugiej strony, jeśli ona się dowie, kto stoi ząpropozycją, nie tylko jej nie przyjmie, lecz straci wiaręw siebie.I w niego.Po raz pierwszy w życiu odechciało mu się wal-czyć.To, co zaistniało między nimi, jest zbyt świeżejzbyt kruche.Nie może podejmować dalszego ryzyka,Anula & Irenascandalousbo straci Anne.Może zbyt się pospieszył z tą ofertą?Trudno, stało się.Nic na to nie poradzi.Teraz musirobić dobrą minę do złej gry, ostrożnie stąpać po tympolu minowym, bo stawką jest miłość.Rozmawiał z dostawcami.Korzystniejsze warunki, jakie wynegocjował, pomogą Hotelowi Marchand, lecz nie od razu.Poza tym zlecił dyskretneśledztwo w sprawie niefortunnych przypadków, jakie się w tym hotelu wydarzyły, ponieważ nie wierzył w zwykły zbieg okoliczności.Podejrzewał, żeto sprawka braci Corbinów, którzy złożyli pierwsząofertę, lecz oni są bardzo przebiegli.Krążą plotkio ich powiązaniach z ciemnymi interesami w Tajlandii.Trudno jest odgadnąć, po co im Hotel Marchand, lecz William naciskał na swoich ludzi, byrozwiązali tę zagadkę.Człowiek, którego wprowadził do hotelu, napotykałjednak trudności.Ostatnimi czasy wszyscy mieli się nabaczności, więc jego człowiekowi nie udało się jeszcze dotrzeć do żadnych dowodów mających świadczyć o tym, że ostatnie kłopoty hotelu nie są wynikiemdziałania kogoś z zewnątrz.William był przekonany, że w hotelu ktoś działa naszkodę Anne.Tę osobę należy zdemaskować i przepytać na okoliczność współpracy z Corbinami.Taki pomysł wydawał mu się coraz bardziej realistyczny.Zepsucie opinii hotelu jest najszybszym sposobem obniżenia jego wartości rynkowej, a potem wystarczytylko czekać, aż dojrzały owoc wpadnie w wyciągniętedłonie.- Wobec tego postanowiłam pomalować się czer-Anula & Irenascandalouswoną farbą i przedefilować nago po ulicach DzielnicyFrancuskiej.William natychmiast oprzytomniał.- Co takiego? Gdzie poszłaś?- Mam cię.O czym tak rozmyślałeś?- Przepraszam.- William uznał, że najlepiej obrócić wszystko w żart.- Zastanawiałem się, jak zaciągnąć cię na górę.Tamto łóżko jest większe.Osiągnął skutek przeciwny do zamierzonego.- Która godzina? - zaniepokoiła się Anne i rozejrzała się dookoła.- Ojej, na pewno strasznie pózno.Muszę iść.Przytrzymał ją za ramię.- Zostań.Spędz ze mną tę noc.Bardzo tego pragnę.- Och, Williamie - westchnęła.- Ja też.- Więc sprawa jest prosta.Przez chwilę Anne wpatrywała się w niego uważ-nie.Odpowiedz wyczytał z jej oczu.- Nic nie jest proste.Cokolwiek to jest.William wiedział, że nie należy nalegać.Czasamimożna wszystko zepsuć, jeśli się za bardzo naciska,- Odwiozę cię - rzekł - ale nie oczekuj, że po-wiem, że mi się to podoba.Jej reakcja przyniosła mu ulgę.- Jeśli ci to pomoże, to wiedz, że mnie sięrównież nie podoba.- Wstała, zebrała swoje rzeczy- Ubiorę się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.I to ci się nie podoba.Już się odemnie nie uwolnisz, Anne.- Zcisnął jej dłonie wsuniętegłęboko w kieszenie szlafroka.- Nigdy nie sądziłem,Anula & Irenascandalousże będzie mi żal Remy'ego, ale wątpię, czy ten facetkiedykolwiek miał ostatnie słowo, a jeśli się tak kiedyśzdarzyło, to tylko dlatego, że zmęczyłaś się spieraniemz nim.- Zaśmiał się, widząc jej niezadowoloną minę.- Nie rób takich min.- Nigdy nie robię min.Objął ją i przytulił.- Kocham twoją niezależność niemal tak samomocno, jak mnie ona irytuje.Obawiam się, że siępowtarzam, ale stanowisz nie lada wyzwanie.Anne opierała się tylko dla zasady.- Wy, pogromcy niewieścich serc, wszyscy jesteś^cie tacy sami.Codzienna rutyna was zabija.I dlategonigdy nie będziemy do siebie pasować.Wybuchnął śmiechem.- Bo tyjesteś taka nudna, zasadnicza i staroświecka?Wymierzyła mu kuksańca.- Jesteś zepsuty.Nigdy nie napotkałeś przeszkody?której nie zdołałeś pokonać.Za bardzo się przyzwy-czaiłeś stawiać na swoim.- A ty nie?Pocałował ją i wmawiał w siebie, że nie zrobił tegopo to, żeby zamknąć jej usta.To, co cały czas tliło się między nimi, wybuchnęłoz nową siłą.Anne wyswobodziła się z jego objęć.- Czyli jestem nudna i staroświecka?- Tego nie powiedziałem.Teraz to ona go pocałowała i całym ciałem przycisinęła go do blatu.- Niech ci się zdaje, że tym razem postawiłeś naAnula & Irenascandalousswoim, ale ja chcę się upewnić, że wiesz, że to tylkołut szczęścia.Znowu się roześmiał.- Wierz, w co chcesz.Zgadza się - szeptał międzypocałunkami -jestem zepsuty.Jestem pogromcą niewieścich serc.Jestem.Do czego jeszcze mam sięprzyznać? Aha, jestem szczęściarzem.- Już chciałacoś odpowiedzieć, lecz nie dopuścił jej do głosu.- Cholernym szczęściarzem.Porwał ją na ręce i zaniósł z powrotem do ichmiłosnego gniazdka.Ciasto Estelle musi zaczekać.Anne otworzyła oczy i ujrzała nad sobą gwiazdy.Czuła, że całe jej ciało śpiewa.Zaśmiała się cicho.- Jakie to fantastyczne.- To ty jesteś fantastyczna.O czym myślisz?- Widzisz - zaczęła, poważniejąc - nie mogę sięteraz rozpraszać.- Sądziłem, że się na coś przydam.Naprawdę niemogę ci w niczym pomóc?- Już mi pomogłeś nawet bardziej, niż sobie wyobrażasz.- Prychnął w odpowiedzi, lecz ona ciągnęłaniezrażona: - Nie żartuję.Wiem, że jesteś blisko, żeczekasz w pogotowiu.To dla mnie bardzo ważne.Nieoczekuję od ciebie, że zrozumiesz, dlaczego muszęuporać się z tym wszystkim sama, ale wiedz, że bardzowiele dla mnie znaczy, że nie wyciągasz ręki i nieodbierasz mi tego, co jeszcze mam.- Grymas bóluprzemknął mu po twarzy.- Nie pozwoliłabym ci.Leczobiecuję, że w krytycznym momencie zwrócę się dociebie o pomoc.Anula & Irenascandalous- Nie czekaj aż tak długo.Nie ma sensu przedłużaćagonii, jeśli nie widzisz innego wyjścia.- Może i nie ma.Może od samego początku byłamskazana na przegraną? - Wątpliwości, które zawsze odsiebie odsuwała, znowu ją osaczyły.- Ale jeśli niepotrafię dać sobie rady tylko z pomocą córek, to możei lepiej.Marzenie Remy'ego, moje marzenie, nie zostanie wchłonięte przez jakąś sieć.To, co stworzyliśmy, jest wyjątkowe.Jeśli nie może przetrwać w niezmienionej postaci, trudno, niech upadnie.Zamilkła i utkwiła wzrok w punkcie przed sobą.Z najwyższym wysiłkiem otrząsnęła się ze smutkui mówiła dalej.- Mamy tę nową ofertę.Musimy ją rozważyć.Niechcę jej przyjąć, niemniej ten, kto ją złożył, myślałrozsądnie.Dzięki Bogu, będziemy mieli teraz chwilęoddechu - ciągnęła.- Na koniec karnawału mamykomplet gości.Jeśli nie wydarzy się jakaś nowa katastrofa, damy sobie radę.Moje dziewczęta mają pełnonowych pomysłów, które mogą nam zagwarantowaćbezpieczną przyszłość.Obserwowanie, jak zbiera siły, mobilizuje się, od-pędza rozpacz, było dla Williama ciosem.Czuł się tak,jakby wpadł w zastawioną przez siebie samego pułapkę.Jeśli wycofa ofertę, odbierze Anne zródło pocie-szenia, z drugiej strony, jeśli ona się dowie, kto stoi ząpropozycją, nie tylko jej nie przyjmie, lecz straci wiaręw siebie.I w niego.Po raz pierwszy w życiu odechciało mu się wal-czyć.To, co zaistniało między nimi, jest zbyt świeżejzbyt kruche.Nie może podejmować dalszego ryzyka,Anula & Irenascandalousbo straci Anne.Może zbyt się pospieszył z tą ofertą?Trudno, stało się.Nic na to nie poradzi.Teraz musirobić dobrą minę do złej gry, ostrożnie stąpać po tympolu minowym, bo stawką jest miłość.Rozmawiał z dostawcami.Korzystniejsze warunki, jakie wynegocjował, pomogą Hotelowi Marchand, lecz nie od razu.Poza tym zlecił dyskretneśledztwo w sprawie niefortunnych przypadków, jakie się w tym hotelu wydarzyły, ponieważ nie wierzył w zwykły zbieg okoliczności.Podejrzewał, żeto sprawka braci Corbinów, którzy złożyli pierwsząofertę, lecz oni są bardzo przebiegli.Krążą plotkio ich powiązaniach z ciemnymi interesami w Tajlandii.Trudno jest odgadnąć, po co im Hotel Marchand, lecz William naciskał na swoich ludzi, byrozwiązali tę zagadkę.Człowiek, którego wprowadził do hotelu, napotykałjednak trudności.Ostatnimi czasy wszyscy mieli się nabaczności, więc jego człowiekowi nie udało się jeszcze dotrzeć do żadnych dowodów mających świadczyć o tym, że ostatnie kłopoty hotelu nie są wynikiemdziałania kogoś z zewnątrz.William był przekonany, że w hotelu ktoś działa naszkodę Anne.Tę osobę należy zdemaskować i przepytać na okoliczność współpracy z Corbinami.Taki pomysł wydawał mu się coraz bardziej realistyczny.Zepsucie opinii hotelu jest najszybszym sposobem obniżenia jego wartości rynkowej, a potem wystarczytylko czekać, aż dojrzały owoc wpadnie w wyciągniętedłonie.- Wobec tego postanowiłam pomalować się czer-Anula & Irenascandalouswoną farbą i przedefilować nago po ulicach DzielnicyFrancuskiej.William natychmiast oprzytomniał.- Co takiego? Gdzie poszłaś?- Mam cię.O czym tak rozmyślałeś?- Przepraszam.- William uznał, że najlepiej obrócić wszystko w żart.- Zastanawiałem się, jak zaciągnąć cię na górę.Tamto łóżko jest większe.Osiągnął skutek przeciwny do zamierzonego.- Która godzina? - zaniepokoiła się Anne i rozejrzała się dookoła.- Ojej, na pewno strasznie pózno.Muszę iść.Przytrzymał ją za ramię.- Zostań.Spędz ze mną tę noc.Bardzo tego pragnę.- Och, Williamie - westchnęła.- Ja też.- Więc sprawa jest prosta.Przez chwilę Anne wpatrywała się w niego uważ-nie.Odpowiedz wyczytał z jej oczu.- Nic nie jest proste.Cokolwiek to jest.William wiedział, że nie należy nalegać.Czasamimożna wszystko zepsuć, jeśli się za bardzo naciska,- Odwiozę cię - rzekł - ale nie oczekuj, że po-wiem, że mi się to podoba.Jej reakcja przyniosła mu ulgę.- Jeśli ci to pomoże, to wiedz, że mnie sięrównież nie podoba.- Wstała, zebrała swoje rzeczy- Ubiorę się [ Pobierz całość w formacie PDF ]