[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tylko jeden? - zapytał Monroe, podchodząc do nas z nagimi mieczamiw dłoniach.- Jak na razie - odparł Ethan i opuścił broń.- Mamy szczęście.- Connor starł krew z dłoni.Zbliżyłam się iprzyjrzałam martwemu wilkowi.To był jeden ze starszych członkówklanu Kary Nocy, ale nie był mi obcy.Znałam go: to ojciec Sabinę.Zabiliojca Sabinę.Przemieniłam się i pokręciłam głową.- W porządku? - spytał Connor.- Coś jest nie tak - powiedziałam, rozglądając się w małympomieszczeniu.Czułam się niepewnie w ludzkiej postaci, gdyniebezpieczeństwo czaiło się wszędzie.- Jego nie powinno tu być.- Jak to? - spytał Monroe.- Ja byłbym zdziwiony, gdyby nie było tużadnego Strażnika.A w zasadzie jestem zdziwiony, że był tylko jedenStrażnik.- Nie.- Starałam się opanować nawracającą falę mdłości.- Chodzi mi otego wilka.Znam go.Właściwie znałam.Nie pracuje dla Efrona, byłStrażnikiem górskiego patrolu.Jak wilki z mojego klanu.- Może po prostu zmienił stanowisko? - zapytał Ethan.- To się nie zdarza - odparłam.- Nie w górskich klanach.- Obstawiam, że wiele się zmieniło, odkąd zniknęłaś -rzucił Connor.- Może.- Czułam się zagubiona, patrząc na martwego wilka.Nie powinnogo tu być, nie powinno.- Będziemy czujni, Callo - zapewnił Monroe i odsunął mnie od ciaławilka - ale teraz musimy iść, zejście zajęło nam więcej czasu, niż szacowałem.Nie możemy sobie pozwolić na dalszeopóznienia.Przykro mi, że to ktoś znajomy.Za spiralnymi schodami były tylko jedne drzwi.Connor nacisnął klamkę,a potem wyjął metalowy wytrych.Ostrożnie otworzył i ujrzeliśmy wąskikorytarz, oświetlany tymi samymi bzyczącymi fluorescencyjnymilampami.W korytarzu było sześć par drzwi, po jednych na każdym końcui dwoje na każdej dłuższej ścianie.Boczne drzwi miały chropowate,metalowe skrzydła, z wąską szczeliną na poziomie oczu.- Co teraz? - spytał Ethan.- Musimy je pootwierać - powiedział Monroe.- Każde z nas może użyćwytrycha, próbujcie.- Nie, zaczekajcie.- Złapałam Monroe'a za ramię.- Idzcie za mną.Przemieniłam się i opuściłam nisko pysk, węsząc wzdłuż korytarza.Kiedy dotarłam do drzwi na prawej ścianie, zaskomlałam i podrapałam wnie łapą.- To te? - zapytał Monroe.Zaskomlałam znów, pragnąc czym prędzej dostać się do środka.Miałamserce w gardle, kiedy Monroe grzebał w zamku.Drzwi się otwarły iwstrzymałam oddech.Po obu stronach celi, pod ścianami, siedziało dwóch młodych mężczyzn.Ich nadgarstki były przykute do ścian łańcuchami, izolując ich od siebie iograniczając ruch.Nie ruszali się, mieli zamknięte oczy.Strzępy ubrańzwisały z ich ciał; poszarpane spodnie, podarte koszulki.Twarze byłyzmasakrowane, opuchnięte i posiniaczone zielono, fioletowo, czerwono.Obrzydliwa tęcza wymalowana na skórze.Zwiatło w celi wciąż migało, więc wydawało się, że pokój faluje.Zawyłam i wbiegłam do środka.Mason otworzył oczy na dzwięk mojego głosu.Powoli odwrócił głowę imrugając, patrzył na mnie. - Niemożliwe.Nev jęknął, ale nie otworzył oczu:- Powiedz mi, kiedy będzie po wszystkim.- Calla? - Mason przechylił się w moją stronę i wykrzywił.Polizałam gopo twarzy i przybrałam ludzką postać, żebyprzemówić.- Mason, to ja.Wyciągnę cię stąd.- Naprawdę? - Mason wpatrywał się we mnie, jakbym była tylkowytworem jego wyobrazni.- Calla? - Teraz także i Nev otworzył oczy.- Jest prawdziwa? - Mason wyciągnął rękę i dotknął mojej twarzy, ałańcuchy zaszurały na betonie.- O mój Boże.- Możesz chodzić? - Monroe podszedł do nas i ukucnął, żeby popatrzeć naMasona.- Kim jesteś? - Mason się zmarszczył.- Ej! Jesteś Poszukiwaczem! O cochodzi, do cholery?- Mason, w porządku - uspokoiłam, biorąc go za rękę -oni są po naszejstronie.- Poszukiwacze? Po naszej stronie? - Nev się roześmiał.-Może jednak niejest prawdziwa?- Jestem - zapewniłam szybko, świadoma uciekającego czasu.-Odpowiedz mu, proszę.Możesz chodzić?- Chyba tak.- Mason wyprostował nogi.- Dawno nie miałem okazji.Możesz wyjaśnić, jak się tu dostałaś? I dlaczego Poszukiwacze cipomagają?- Zrobiliśmy kawał drogi - wtrącił Connor - będzie jeszcze czas naopowieści.- On ma rację, ale obiecuję, że pózniej wszystko nabierze sensu.- Może nawet nie mieć sensu, jak tylko wyciągnięcie nas z tego piekła -wymamrotał Nev i zakrył oczy.- Nie wiem, czy na coś się przydamy - powiedział Mason.- Odkąd tujestem, nie mogę się przemienić. - To przez te łańcuchy - wyjaśniłam, dotykając żelaza na jego nadgarstku.- Będziesz mógł się przemienić, gdy tylko je zdejmiemy.- Connorze.- Monroe wskazał na Neva.- Uwolnij go.Sam ukląkł, żebyoswobodzić Masona.- Nie wiem, czy to dobry pomysł - zawahał się Ethan, łypiąc podejrzliwiena dwóch skutych łańcuchami Strażników.- Więc co zrobisz? Zastrzelisz ich? - przerwałam mu.-Pamiętasz jeszcze,po co tu przyszliśmy?- Czyżby nasi wybawcy chcieli nas zabić? - spytał Mason, gdy kuszaEthana została wycelowana w jego pierś.- Pięknie!- To by się nawet trzymało kupy, sądząc po ostatnich wydarzeniach -dodał Nev.- Powiedziałbym, że jestem zaskoczony, ale nie będę kłamał.- Nie zabiją was.- Nie spuściłam z Ethana wzroku, dopóki nie opuściłkuszy.- A co, jeśli.- zaczął.- A co, jeśli to pułapka? - dokończyłam.- Popatrz na nich.Jak mielibywalczyć?Martwię się, czy uda się ich stąd wyciągnąć w jednym kawałku.- To jest nas dwoje - rzekł Connor.- A liczyłem na wsparcie wilków wdrodze powrotnej.- Jeśli dojdzie do walki, będziemy walczyć - mruknął Nev, gdy łańcuchyopadały z jego rąk.W jednej chwili zmienił się w wilka i warcząc, zbliżył się do Masona.- O kurczę.- Ethan wycofał się i uniósł kuszę.- Opuść ją! - nakazałam - To nie wrogowie.Mason także się przemienił, gdy tylko został uwolniony.Dwa wilkikrążyły wokół siebie, obwąchiwały się, lizały, ocierały o siebie iznajdowały ukojenie we wzajemnej bliskości.Obserwowałam ich ipragnęłam się przyłączyć, ale chciałam też dać im tę chwilę, by nacieszylisię sobą. - Au.- jęknął Ethan, gdy Mason obnażył zęby i zatopił kły w grzbiecieNeva, a potem zaczął zlizywać krew, która popłynęła.- W porządku - uspokoiłam go cicho - to doda im sił.Będą mogli walczyć.Nev pił krew z piersi Masona; czułam moc ich krwi, wypełniała celę iprzemieniała ból w siłę.- Cieszę się, że to działa - oświadczył Connor, najwyrazniej wyczuwającte same emocje, co ja - ale musimy iść.- Chwileczkę.- Ethan zmarszczył brwi.- Co? - spytał Connor.- Ten numer z krwią to poważny problem.- Ethan zwrócił się do mnie.-Jakim cudem macie zamiar zabijać innych?- O czym ty mówisz? - Ja też zmarszczyłam brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl