[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwrócił się, by spojrzeć na Topaz.Ona także była pogrążona w zachwycie.- Cest incroyable, non? Historia jest zdumiewająca - powiedziała, jakby czytając wmyślach Jake a.- Zupełnie jak gwiazdy: im uważniej patrzysz, tym więcej dostrzegasz.Po tym jak po kolei wymoczyli się w marmurowej wannie (która znacznie wyprzedzałaswoje czasy, była bowiem wyposażona w działające złote krany w kształcie delfinów), agenciwybrali sobie stroje na wieczór.Byli nieco zagubieni bez fachowego oka Nathana i jego cennychrad, ale poszło im nie najgorzej.Jake wybrał całkiem elegancki maltański dublet izakcesoryzował go (jedno z ulubionych nieistniejących słów Nathana, jak zauważyła Topaz)masywnym złotym łańcuchem.Topaz włożyła powłóczystą suknię z brokatu i jedwabnejorganzy.Charlie pozostał w służbowej tunice i rajtuzach.Punktualnie o siódmej pojawił się żołnierz-sługa, by zaprowadzić ich do sali bankietowej.Powiódł ich w milczeniu przez labirynt schodów i korytarzy, aż stanęli przed gigantycznymipodwójnymi drzwiami.- Ty nie wejdziesz - oznajmił żołnierz, zwracając się do Charliego.- Zaczekasz z innymisługami.- Wskazał wąskie schodki prowadzące do małego pokoju, w którym siedziała już sporagrupa posępnych postaci, które czekały cierpliwie na wezwanie od swoich panów.- Zwykle towarzyszę państwu wszędzie - oznajmił Charlie, ze zdenerwowania na chwilęgubiąc rosyjski akcent.%7łołnierz był nieporuszony. - Nie wejdziesz - powiedział, tym razem wznosząc dłoń dla nadania swym słowomwiększej mocy.Charlie zrozumiał, że nie ma innego wyjścia, jak tylko posłuchać polecenia.Nachylił sięJake owi do ucha.- Chcę mieć kompletny raport z kolacji.Opowiesz mi o wszystkim, co było w menu.Wszystkim! Zrozumiałeś?Jake skinął głową i Charlie z ociąganiem ruszył ku schodkom.W pokoiku powitały gowielce nieprzyjazne spojrzenia czterdziestu gburowatych sług.Kontrolny szeroki uśmiech iżartobliwe mrugnięcie nie przyniosło żadnego efektu w postaci zaskarbienia sobie ich względów.Jake i Topaz, obecnie Wołkowowie z Odessy, zostali przeprowadzeni do sali bankietowejprzez wielkie podwójne drzwi, które otworzyły się przed nimi jakby za sprawą magii.Widok,który zastali, przyprawił ich o łomot serca.Przez kilka chwil oboje mieli kłopoty z oddychaniem,ale zdołali zachować zimną krew.Podwójne drzwi zamknęły się za nimi bezgłośnie. 21ImperiumJake a i Topaz, podobnie jak Charliego, przywitały spojrzenia obcych ludzi, z tą różnicą,że wzrok możnych gości był daleko bardziej niepokojący.Sala bankietowa zamku Schwarzheim była obszernym, słabo oświetlonym, okrągłympomieszczeniem, w którym huczące kominki promieniowały odbierającym dech żarem.Naśrodku stał ogromny stół - wykuty z białego marmuru, tak przejrzystego, że przypominałkryształ.Mebel zdawał się magicznie lewitować nad kamienną posadzką.Wokół stołu siedziałojuż około pięćdziesięciu gości, czarnych cieni na tle trzaskającego ognia.Stanowili najbardziejzatrważającą, a zarazem imponującą grupę ludzi, jaką Jake miał kiedykolwiek okazję oglądać.Byli to możni tego świata, średniowieczni milionerzy, niekoniecznie sławni - jak okazałosię po lekturze listy Miny, niekoniecznie pochodzący z arystokratycznych rodów, za to niezwyklepotężni dzięki pieniądzom, których dorobili się własnym staraniem.Jake wiedział, że wśródgości Czarnego Księcia byli producenci zboża i żywca z Europy Wschodniej, górniczy potentaciznad Bałtyku, wytwórcy drewna i wosku ze Skandynawii.Był kupiec solny z Azji Mniejszej,właściciel kopalni srebra z Bawarii i handlarz kością słoniową z Afryki.Byli bankierzy zNiemiec i Włoch, a także właściciele kompanii ubezpieczeniowych z Amsterdamu i Kopenhagi.Jake owi i Topaz wskazano dwa wolne krzesła po lewej stronie.Usiedli, naśladującwyniosłą postawę pozostałych gości.Wewnątrz dygotali ze strachu.Jake przyjrzał się twarzomosób siedzących przy stole.Czuł się tak, jakby na jego oczach ożyła galeria starych portretów.Niektórzy z gości byli starzy, inni całkiem młodzi, jeszcze inni w średnim wieku.Niektórzy siedzieli wyprostowani i dumni, promieniując szlachetnym dostojeństwem.Inni mielizłe twarze, posępne i poryte bliznami.Mężczyzn było więcej niż kobiet, choć te ostatnie robiłybodaj większe wrażenie niż ich partnerzy (pewna arystokratyczna dama w afrykańskimprzybraniu głowy wyglądała, jakby miała grubo ponad dwa metry wzrostu).Wszyscy emanowaliaurą aroganckiej władzy.Byli odziani w najświetniejsze kreacje, zdobni w najbardziej poszukiwane klejnoty, skropieni najrzadszymi perfumami.Nie ulegało wątpliwości, że przybyli znajwiększych posiadłości na świecie, wypełnionych bezcennymi wspaniałościami, ze znakomitąsłużbą błyskawicznie spełniającą wszelkie ich zachcianki.Jake jeszcze nigdy dotąd nie czuł się tak onieśmielony.Już po raz drugi w ciąguminionych trzech dni siedział przy stole z grupą niezwykłych postaci.Poprzednie spotkanie - wsali reprezentacyjnej siedziby Strażników Historii na Mont Saint-Michel - było inspirujące.Tamsala była pełna światła i ożywionych rozmów.Tutaj było zupełnie inaczej.Komnata była ciemna,niemal całkowicie cicha, atmosfera zaś naładowana wrogością.Jake zerknął ukradkiem na swojego sąsiada [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl