[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oglądam.- A co Jack ma na nosie? - pyta.- Bajeranckie czerwone okulary.- Właśnie.Popatrz, właśnie idą parkingiem w przyjemny kwietniowy dzień.Stoją cztery samochody, czerwony i zielony i czarny i brązowawozłotny.Sienapalona, tak się nazywa ta kredka.Wewnątrz okien wyglądają jak domki z siedzeniami.Wczerwonym wisi na lusterku mały miś.Głaszczę auto z przodu, jest całe gładkie i zimne jakkostka lodu.- Ostrożnie - mówi Mama.- Jeszcze uruchomisz alarm.Nie wiedziałem, wsadzam z powrotem dłonie pod łokcie.- Chodzmy na trawę.- Ciągnie mnie lekko.Rozgniatam butami zielone szpileczki.Schylam się i pocieram dłonią, wcale się nieskaleczyłem w palce.Ten, którego próbował pożreć Raja, prawie się zarósł.Patrzę znowu natrawę, widzę gałązkę i liść brązowy i jeszcze coś, coś żółtego.Coś szumi, więc podnoszę wzrok, niebo jest takie wielkie, że prawie się przewracam.- Mamo! Następny samolot!- Smuga kondensacyjna - mówi i pokazuje palcem.- Właśnie sobie przypomniałam, tosię nazywa smuga kondensacyjna.Nadeptuję niechcący na kwiatek, są ich setki, nie w takich bukietach, jakie przysłalinam pocztą czubki, tylko na ziemi, wyrastają jak moje włosy z głowy.,- %7łonkile - wskazuje Mama.- Magnolie, tulipany, bez.Czy to jabłonie tak kwitną?Wącha wszystko, przystawia mi nos do kwiatka, ale za słodko pachnie i kręci mi się w głowie.Wybiera dla mnie gałązkę bzu.Z bliska drzewa to wielkowielkoludy z taką jakby skórą, ale guzowatą w dotyku.Znajduję coś trójkątowatego wielkości mojego nosa i Noreen mówi, że to kamień.- Ma miliony lat - tłumaczy Mama.A skąd wie? Patrzę na spód, nie ma nalepki.- A popatrz tu.- Mama klęka.Coś pełza.Mrówka.- Nie! - krzyczę i otulam ją dłońmi jak pancerzem.- O co chodzi? - pyta Noreen.- Proszę, proszę, proszę - błagam Mamę.- Tej nie.- Nie bój się - mówi.- Oczywiście, że jej nie rozgniotę.- Przyrzeknij.- Przyrzekam.Odsuwam ręce i mrówki już nie ma i płaczę.Ale Noreen znajduje następną i następną, idą dwie i niosą razem coś dziesięć razywiększego od nich.Coś jeszcze nadlatuje, wiruje po niebie i ląduje przede mną, aż się zrywam.- O, noski - mówi Mama.- Noski?- To owoce klonu w takim małym.no, takim skrzydełku, łączą się po dwa, żebymogły daleko zalecieć.Są takie cienkie, że widać ich malutkie suche kreski, a pośrodku robią się grubsze ibrązowe.I z małą dziurką.Mama wyrzuca je w powietrze i znów wirują na ziemię.Pokazuję jej jeszcze jeden, coś z nim jest nie tak.- To pojedynczy nosek, zgubił gdzieś drugie skrzydełko.Wyrzucam go wysoko i dalej umie latać.Zabiorę go ze sobą w kieszeni.Ale najfajniej.że nagle słychać potężne furkotanie, patrzę do góry, a to helikopter, owiele większy niż samolot.- Wracajmy do środka - mówi Noreen.Mama łapie mnie za rękę i szarpie.- Chwileczkę.- mówię, ale tracę dech, ciągną mnie między sobą, leje mi się z nosa.Wskakujemy przez drzwi obrotowe i w głowie mi się mgli.W tym helikopterze było pełno paparazzich, którzy próbowali ukraść zdjęcia moje iMamy. ***Po drzemce dalej mi się nie naprawił nos.Bawię się swoimi skarbami, kamieniem irannym noskiem i bzem, który się zrobił oklapnięty.Puka Babcia, a z nią więcej gości, zostajena zewnątrz, żeby nie robić tłumu.Osób są dwie, nazywają się mójWujek, czyli Paul, ze zwisającymi włosami do uszu i Deana, czyli moja Ciocia zprostokątnymi okularami i milionem czarnych warkoczyków jak wężyki.- Mamy córeczkę, Bronwyn.Oszaleje z radości, jak cię zobaczy - mówi do mnie.-Nawet nie wiedziała, że ma kuzyna, właściwie żadne z nas nie wiedziało, aż do przedwczoraj,kiedy to zadzwoniła twoja babcia.- Od razu byśmy wskoczyli do samochodu, tylko że lekarze mówili.- Paul przerywai przykłada pięści do oczu.- Już dobrze, kotku - mówi Deana i głaszcze go po ręce.Paul odchrząkuje bardzo głośno.- To mnie tak walnęło.Nie widziałem, żeby coś go walnęło.Mama obejmuje go ramieniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl