[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to niewystarczy?- Dobrze.już idę, ale gdyby pan jednak potrzebował pomocy,proszę przyjść do mnie do domu - powiedziała wzruszając ramionamii odwróciła się, by odejść.- Po moim trupie! - rzucił za nią.- Kto wie, jest to całkiem prawdopodobne - odkrzyknęła.- Niechpan pomyśli o posocznicy!Jake chciał coś odpowiedzieć, ale właśnie umieszczone na domuLatimore'ów wzmacniacze obwieściły, że Faith się obudziła.Jejpoczątkowo ciche kwilenie dość szybko przerodziło się w głośnypłacz, słyszalny teraz w całej okolicy.- Becky? Becky!Becky pędem ruszyła w stronę domu.Tylko na momentzatrzymała się przy drzwiach wejściowych, by wyłączyć głośniki.Cisza, która nagle zapadła, zdawała się aż dzwonić w uszach.Beckywbiegła schodami na piętro i wpadła do pokoju Faith.Dziewczynkależała w nogach łóżka zagrzebana w plątaninie kocy i poduszek.- Cicho, cicho, już jestem - uspokajała dziecko, tuląc je dosiebie.- Becky - jęknęła mała.- Zniło mi się coś okropnego.- Dobrze już, dobrze.Teraz jest już wszystko w porządku.- Becky, jesteś cała mokra!Becky przez chwilę szukała właściwych słów.37RS - Zeszłam nad jezioro, by spotkać się z panem Meadowsem ioboje wpadliśmy do wody.- Ale to zabawne! - zachichotała Faith.- Nie wiem, co w tym takiego zabawnego - zareagowała sztywnoBecky.- A teraz postaraj się znowu zasnąć.Może skończą sięwreszcie nasze koszmary.Jej mała siostrzyczka uśmiechnęła się promiennie i dała susa podkołdrę.Becky odczekała jeszcze chwilę, póki mała nie zasnęła i zeszłana dół.Ciszę przerwało głośne pukanie do drzwi.- No i kogo my tutaj mamy? - mruknęła pod nosem, sięgającręką do klamki.Rozmyśliła się jednak i zawołała przez zamkniętedrzwi:- Kto tam?- Ale śmieszne - dobiegł zza drzwi opryskliwy głos Jake'a.- Akogo się pani spodziewała?- Musiałam się upewnić - odpowiedziała spokojnie Becky,otwierając drzwi.Jake Meadows wszedł do środka.- Potrzebuję pomocy - mruknął.- Niemożliwe? O ile pamiętam, obiecywał pan sobie.- Dobrze już, dobrze.Zmieniłem zdanie.Może byłem zanadtozapalczywy.Przepraszam.Nie udało mi się uruchomić ciężarówki.Czy mogę skorzystać z pani jeepa?- Tak, oczywiście, ale prowadząc jedną ręką nie zajedzie pandaleko.38RS - Nie mam innego wyjścia - jęknął.Pot wystąpił mu na czoło.Becky podeszła do niego, ujęła zranioną dłoń i przystawiła ją doświatła.Haczyk tkwił w niej bardzo głęboko, a z otworów ranysączyła się cienka strużka krwi.- Coś panu zaproponuję, panie Meadows.Może po prostuskontaktuję się z najbliższym lekarzem i wtedy zobaczymy, co dalej?- Na samą myśl o pani pomysłach cierpnie mi skóra - powiedziałostrożnie.- Proszę usiąść przy stole - poleciła.W okamgnieniu zniknęłacała jej nieśmiałość i nieporadność.- Zaraz wracam - oznajmiłaopuszczając pokój i pobiegła na górę.Chwilę pózniej była już zpowrotem.- Chciał pan najbliższego doktora - stwierdziła, podstawiając mupod nos swą torbę lekarską i dyplomy z uczelni.Jake nie potrafiłukryć zdziwienia.- Dyplom Akademii przy szpitalu Johna Hopkinsa? To pani jestlekarzem?- Tak się składa - westchnęła.- A teraz może.Miała właśniezamiar spytać czy nie jest uczulony na środki znieczulające, gdy Jake,osuwając się wolno, jak na zwolnionym filmie, opadł z wyciągniętymirękami głową na stół.- No, no, jeśli to o czymś nie świadczy - mruknęła Becky,otwierając torbę i wyjmując z niej potrzebny sprzęt lekarski.- Jestchyba trochę za duży, by mdleć z powodu zwykłego haczyka.Co bydopiero powiedział na widok tego.- Roześmiała się sięgając po igłę.39RS ROZDZIAA TRZECI- Nigdy nie widziałam gorszego pacjenta - oznajmiła Becky,badając rękę Jake'a cztery dni pózniej.- Tyle hałasu o mały haczyk!Jeden haczyk i aż sześć szwów.- Aatwo pani mówić, bo to nie pani ręka - mruknął Jake.- Przynajmniej mógłby mnie pan pochwalić za dobrą pracę.Dotej pory nie usłyszałam nawet słowa podzięki.- Chciałem się wpierw zapoznać z wysokością rachunku - odciąłsię mężczyzna.- Umie pani niezle cerować.A jak z robieniem nadrutach?- Tego nie uczono nas na studiach medycznych.Ale owszem,umiem szyć, dziergać na drutach, a także szydełkować.Rachunku zaśnie będzie.Potraktuję to jako wprawkę do chirurgii.- Więc rachunku nie będzie - powiedział Jake, przyglądając sięjej uważnie, czym wprawił dziewczynę w niemałe zakłopotanie.Wogóle w ciągu ostatnich czterech dni zachowywał się nieco dziwnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl