[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle dał się słyszeć krzyk kilku tysięcy głosów, po czym targnęłocoś z okropnym łomotem ścianami, aż głownie i węgle z komina wy-sypały się na posadzkę, jednocześnie Charłamp wpadł z powrotem dosali. Sapieżyńscy bramę wysadzili!  krzyknął. Szwedzi uciekli dowieży!.Nieprzyjaciel tuż!.wasza książęca mość.Dalsze słowa zamarły mu w ustach, Radziwiłł siedział na sofie zoczyma wyszłymi na wierzch; otwartymi ustami łapał raz po razpowietrze, zęby miał wyszczerzone, rękoma darł sofę, na którejsiedział, i patrząc z przerażeniem w głąb komnaty, krzyczał, a raczejchrapał między jednym oddechem a drugim: To Radziejowski.Ja nie.Ratunku!.Czego chcecie?! Wezcie tękoronę!.To Radziejowski.Ratujcie, ludzie! Jezus! Jezus! M a r i o!To były ostatnie słowa Radziwiłła.Następnie porwała go straszliwa czkawka, oczy wyszły mu jeszczeokropniej z oprawy, wyprężył się, padł na wznak i pozostał bez ruchu. Skonał!  rzekł medyk. Marii wzywał! słyszeliście, choć kalwin  ozwała się pani Jaki-mowiczowa. Dorzućcie na ogień!  rzekł do struchlałych paziów Charłamp.Sam zaś zbliżył się do trupa, przymknął mu powieki, za czym zdjąłz pancerza złocisty obraz Bogarodzicy, który na łańcuszku nosił, i uło-żywszy ręce Radziwiłła na piersiach, włożył mu go między palce.Zwiatło ognia odbiło się od złotego tła obrazu, a ów odblask padłna twarz wojewody i rozweselił ją tak, że nigdy nie wydawała się takspokojna.Charłamp siadł obok ciała i wsparłszy łokcie o kolana, ukrył obli-cze w dłoniach.Milczenie przerywał tylko huk wystrzałów.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG382Nagle stało się coś strasznego.Błysnęła naprzód okropna jasność;zdawało się, że świat cały w ogień się zmienił, a jednocześnie niemalrozległ się taki huk, jakoby ziemia zapadała się pod zamkiem.Zachwiały się ściany, pułap zarysował się z przerazliwym trzaskiem,okna wszystkie runęły na podłogę i szkło szyb rozbiło się w setneokruchy.Przez puste otwory okien wdarły się w tej chwili tumanyśniegu i wicher począł wyć ponuro w kątach sali.Wszyscy ludzie, w komnacie będący, padli twarzami na ziemię,wszyscy oniemieli ze strachu.Podniósł się pierwszy Charłamp i zaraz spojrzał na trupa wojewo-dy; ale trup leżał równo, spokojnie, jeno obrazek złocisty przechylił sięmu nieco w rękach.Charłamp odetchnął.Poprzednio był pewien, że to hurma szatanówwdarła się do sali po ciało książęce. Słowo stało się ciałem!  rzekł  to Szwedzi musieli wysadzićprochami wieżę i siebie.Lecz z zewnątrz nie dochodził żaden odgłos.Widocznie wojska sa-pieżyńskie stały w niemym podziwie albo może w obawie, że cały za-mek jest podminowany i że prochy kolejno wybuchać będą. Dorzućcie do ognia!  rzekł pacholętom Charłamp.I znów komnata zapłonęła jaskrawym, migotliwym światłem.Na-około trwała cisza śmiertelna, jeno ogień syczał, jeno wicher wył iśnieg walił coraz większy przez puste okna.Aż nareszcie zabrzmiały zmieszane głosy, potem rozległ się brzękostróg i tupot licznych kroków; drzwi od sali otworzyły się na roścież iżołnierze wpadli do środka.Uczyniło się jasno od gołych szabel i coraz to więcej postaci rycer-skich, przybranych w hełmy, kapuzy, kołpaki, tłoczyło się przezedrzwi.Wielu niosło w rękach latarnie i ci świecili nimi, postępującostrożnie, chociaż w komnacie widno było i tak od ognia.Na koniec z tłumu wyskoczył mały rycerz, cały w szmelcowanejzbroi, i krzyknął: Gdzie wojewoda wileński? Tu!  rzekł Charłamp ukazując na ciało leżące na sofie.Pan Wołodyjowski spojrzał i rzekł: Nie żyje! Nie żyje! nie żyje!  poszedł głos z ust do ust. Nie żyje zdrajca isprzedawczyk!NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG383 Tak jest  rzekł ponuro Charłamp. Ale jeśli sponiewieracie cia-ło jego i na szablach je rozniesiecie, zle uczynicie, bo NajświętszejPanny przed skonem wzywał i jej konterfekt w ręku dzierży!Słowa te wielkie uczyniły wrażenie.Krzyki umilkły.Natomiast żołnierze poczęli się zbliżać, obchodzić sofę i przypa-trywać się nieboszczykowi.Ci, którzy mieli latarnie, świecili mu nimiw oczy, a on leżał olbrzymi, posępny, z hetmańskim majestatem w twa-rzy i zimną powagą śmierci.%7łołnierze przychodzili kolejno, a między nimi i starszyzna.Zbliżyłsię więc Stankiewicz i dwaj Skrzetuscy, i Horotkiewicz, i Jakub Kmi-cic, i Oskierko, i pan Zagłoba. Prawda jest!. rzekł cichym głosem pan Zagłoba, jakby bał sięzbudzić księcia. Najświętszą Pannę w rękach trzyma i blask mu odniej na lica pada.To rzekłszy zdjął kołpak z głowy.W tej chwili uczynili to wszyscyinni.Nastało milczenie pełne szacunku, które przerwał wreszcie Woło-dyjowski. Ach!  rzekł  już on na sądzie bożym i ludzie nic do niego niemają!Tu zwrócił się do Charłampa: Lecz ty, nieszczęśniku, czemuś to dla niego ojczyzny i pana od-stąpił? Dawajcie go sam!. ozwało się zaraz kilka głosów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • ea Cień nocy 02 Blask nocy(1)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • enzymtests.keep.pl