[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem tutaj, najdroższa - wyszeptał, zaglądając żonie w oczy.- To tak okropnie boli.- Julianna gwałtownie nabrała powietrza,bo znowu złapał ją skurcz.Zaciskając zęby, resztkami sił próbowaładzielnie przetrwać atak.Rafe wsunął jej ramię pod plecy, chcąc ją wesprzeć.Dygotała zwycieńczenia.Widok ten rozrywał mu serce.Wolałby sam tak cierpieć i gdyby to było możliwe, zamieniłbysię z żoną miejscami.Ale nie było, a jemu pozostawało tkwić u jejboku, tak jak sobie tego życzyła.- Lordzie, naprawdę uważam, że powinien pan wyjść - odezwałasię położna.- To nie miejsce dla mężczyzn.- Nieważne dla mężczyzn czy kobiet.ja zostaję.Znowu wbiłwzrok w Juliannę.- Boję się - wyznała.Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.-Nie zniosę tego.Po prostu nie wytrzymam tego bólu.- Ależ zniesiesz - zapewnił drżącym głosem.- Jesteś mojądzielną dziewczynką i zniesiesz o wiele więcej.Stać cię na wszystko.Złap mnie za rękę i kiedy przyjdzie skurcz, zaciskaj ją.Zaciskaj tak473RS mocno, jak tylko chcesz.Jestem z tobą, moja słodka.Nie pozwolę,żeby coś złego ci się stało.W chwilę pózniej uczyniła, jak jej poradził, ściskając dłoń z takąmocą, że wydawało się, iż zmiażdży mu kości.Nie zwracał na touwagi, bo wiedział, że żona cierpi sto razy bardziej.- Widzę główkę - zawołała położna.- Jeszcze tylko kilkaskurczów, a dziecko wyjdzie.Niech pani nie prze, dopóki nie poczujeskurczu.- Już prawie koniec, kochanie.Prawie koniec - pocieszał Rafe.Julianna przy następnych skurczach wyła jak oszalała, uczepionamęża niczym koła ratunkowego.Czuł spazmatyczne drgania jej ciała,kiedy ostatnim wysiłkiem woli próbowała wypchnąć z siebie dziecko.Gdy już to się stało, wtuliła się w niego, cicho jęcząc.Pokój wypełnił wrzaskliwy płacz noworodka.Rafe po ułożeniu głowy żony delikatnie na poduszce, uniósł się,żeby na niego spojrzeć - na małe czerwone ciałko, pomarszczone imokre.- Chłopiec czy dziewczynka? - spytała Julianna słabym głosem.- Chłopiec - odpowiedział.Serce z radości waliło mu jakmłotem.- To chłopak!- Ty płaczesz - zauważyła, wyciągając drżącą dłoń, żeby dotknąćjego policzka.- Tak? - zdziwił się, po czym pochylił do leżącej.- To dlatego,że tak bardzo cię kocham - wyszeptał.- Dziękuję ci za naszego syna.474RS Następnie, nie zważając na to, że przygląda się im resztaobecnych w pokoju kobiet, przycisnął usta do ust żony i złożył na nichpocałunek, przepełniony radością i uczuciem ulgi.Przez następne dwa dni Julianna była skrajnie wyczerpana.Przyczyniły się do niego nie tylko wycieńczający poród, ale takżewcześniejsze pełne emocji przeżycia związane z porwaniem.Przesypiała całe dnie, budząc się tylko na karmienia.Pierwszebyło dla niej dużym zaskoczeniem, bo jej mały synek jak na istotkężyjącą dopiero kilka godzin miał ogromny apetyt.Ssał jej drażliwe,wypełnione mlekiem piersi z wielkim zapałem.Szybko pokochała techwile, które nie dość, że sprawiały jej przyjemność, to jeszczedawały jej wielki spokój i wyciszenie.Głaskała synka po małejgłówce, zachwycając się puszkiem ciemnych włosków, które jąporastały.Gospodyni markiza - ciepła kobieta o matczynym charakterze,ale z racjonalnym podejściem - przyjęła obowiązki tymczasowejpielęgniarki.Opiekowała się zarówno noworodkiem, jak i matką.Toona również zachęcała ją do jedzenia.- Musi pani jeść, jeśli chce mieć pokarm - tłumaczyła,podsuwając talerz gorącego rosołu już w godzinę po porodzie.Pomimo że sama była zmęczona, nie przyjmowała odmownejodpowiedzi i wysiadywała przy matce, aż ta się posiliła.Tak więcJulianna jadła i spała, i powoli odzyskiwała siły.475RS Co do Rafe'a, od porodu nie widywała go zbyt często.PaniMackey twierdziła, że do niej zagląda, ale nie chce zostać, wiedząc, żepotrzebuje odpoczynku.W stosunku do dziecka nie był już tak powściągliwy.Julianna,kiedy pewnego popołudnia obudziła się z drzemki, zobaczyła mężakołyszącego synka w ramionach i szepczącego mu coś cicho do uszka.Po ucałowaniu w czoło, odniósł go do kołyski i wyszedł na palcach zpokoju.Znowu zapadła w sen, a gdy się pózniej z niego ocknęła,zastanawiała się, czy to, co widziała, było rzeczywistością, czy tylkosennym marzeniem.Nie wiedziała też, czy jej się śniło, czy faktycznie słyszała z ustmęża wyznanie miłości.Naprawdę powiedział, że ją kocha, czy tylkoto sobie wyobraziła, wymęczona porodem? Nie była pewna, aponieważ Rafe do niej nie przychodził, nie mogła go o to zapytać.Trzeciego dnia obudziła się wcześnie rano - słońce dopierozaczynało wynurzać się zza horyzontu.Nawet nie otwierając oczu,wiedziała, że jest silniejsza i bardziej przytomna niż przez ostatniekilka dni.Przekręciła głowę i z zaskoczeniem stwierdziła, że nakrześle przy łóżku siedzi mąż.- Rafe?- Wybacz, nie chciałem cię obudzić - powiedział ściszonymgłosem.- Nie obudziłeś.Sama się przebudziłam.Jest bardzo wcześnie.Co tu robisz o tej porze?Na usta wypłynął mu lekki uśmiech.476RS - Po prostu ci się przyglądam.Pierwszy raz mnie na tymprzyłapałaś.Zalała ją fala rozczulenia.- A więc bywałeś tu częściej? Nie wiedziałam.- Byłaś za bardzo wyczerpana.Jak się czujesz? Poruszyła sięnieznacznie pod kołdrą.- Lepiej, choć nadal jestem trochę obolała.Z krańca pokoju doszło ich ciche stęknięcie, a potem płacz.- Musiał nas usłyszeć - wyjaśnił Rafe.Skinęła głową.- Już prawie czas na karmienie.Sięgnęła do kołdry, żeby ją zrzucić, ale mąż ją powstrzymał.- Zostań w łóżku.Przyniosę ci go.Przez chwilę, kiedy położył jej dziecko w ramionach, a onamusiała odsłonić piersi, czuła się skrępowana.Jednak, kiedy tylkosynek zaczął ssać, zapomniała o zawstydzeniu.To całkiem naturalne,że Rafe jest podczas karmienia, uzmysłowiła sobie.- Straszny z niego łakomczuch - zauważył, muskając palcemniemal przezroczystą skórę na policzku niemowlęcia.Jego rękawydawała się ogromna w porównaniu z małą główką dziecka.- Jakmu damy na imię?Julianna zdała sobie sprawę, że już dawno powinni byli toustalić.- Co sądzisz o imieniu Campbell? Cam? Tak się nazywał mójdziadek, ojciec matki.Był miły i bardzo mądry.Zawsze mnierozśmieszał zabawnymi opowieściami.- To przyjemne dla ucha, mocne imię.Niech będzie Campbell.477RS Julianna przyjrzała się rysom synka, z każdym dniem corazwyrazniejszym.Szerokiemu czółku, spiczastej bródce, oczom wkształcie muszelki.Były niebieskie, ale z zielonymi cętkami.Ciekawe, czy zrobią się całkiem zielone jak u ojca? Dziecko jużwyglądało jak on - jak jego maleńka kopia.- Przyszedł list od Maris i Williama - poinformował Rafe,opierając się o krzesło.- Gratulują ci porodu.Piszą też, że chcielibyprzyjechać, ale odpisałem, że wracamy do Londynu.- Tak - zgodziła się.- Wprawdzie bardzo mi tu wygodnie idobrze, ale wolałabym znalezć się już w domu.Z chęcią spotkam sięwtedy z Maris i Williamem.Napełniwszy brzuszek, niemowlę puściło pierś i zasnęło.Julianna oparła je o ramię i poklepała po pleckach.Potem Rafeodniósł je do kołyski.Tymczasem ona zapięła koszulę i oparła sięwygodnie o poduszki.Mąż, kiedy wrócił do łóżka, poprawił jej kołdrę i odsunął zpoliczka opadający kosmyk włosów.- Zostawię cię teraz, żebyś mogła się przespać.- Nie odchodz.Ja.nie jestem zmęczona.Przynajmniej niebardzo.Mógłbyś zostać i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl