[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Poczekam w samochodzie.Anna nieśmiało wręczyła Trentowi swój podarunek.Gdy zobaczył szczotki, był zachwycony.Przy-garnął ją do siebie i pocałował w nos.- Dziękuję, kochanie.Dokładnie to samo wybrałbym dla siebie.Jeśli zacznę cię teraz całować tak,jakbym chciał, z pewnością się spóznimy.Musimy już jechać, czas najwyższy.Przybyli kilka minut za wcześnie, więc postanowili odnalezć oczekujących na nich Mary, Jerry'ego iPetera.Podczas ceremonii Annę ogarnęła spokojna pewność siebie.Chociaż bardzo pragnęła być szczęśliwa,to przede wszystkim chciała podzielić los tego mężczyzny.Taką decyzję podjęła tydzień temu.Teraz, gdy stojąc u boku Trenta składała uroczyste przyrzeczenie, nie było już czasu na wątpliwościZlubne przyjęcie przebiegało w wesołym nastroju.Peter miał znakomity humor.Susan była zaru-mieniona i szczęśliwa.Wyglądała elegancko i atrakcyjnie w nowej, różowej sukience i dobranym doniej żakiecie.Mary i Jerry cieszyli się szczęściem swych przyjaciół.Jedząc smaczny posiłek, całączwórka rozmawiała i żartowała nieprzerwanie.91 TylkoTrent i Anna byli niezwykle milczący, ale wydawało się, że nikt nie zwraca na to uwagi.Minęło pózne popołudnie, gdy przyjęcie dobiegło końca.Susan spieszyła się na dworzec.Musiała zdążyć na pociąg do Londynu.Peter nalegał, że ją odwiezie.Zabrał jej skromny bagaż z samochodu Trenta, zanim nowożeńcy odjechali żegnani oklaskami i ży-czeniami.Usadowiona na wygodnym siedzeniu Anna odpoczywała.Czasami ona albo Trent komentowali jakieśwydarzenie minionego dnia, ale głównie milczeli.Gdy Trent zatrzymał samochód przed domem, zauważyła cortinę zaparkowaną przed ClematisCof-tage.Pomyślała, że zjawił się następny lokator.Wydawało się jej, że widzi siedzącego zakierownicą mężczyznę i przez chwilę zastanawiała się, kto to może być.Jednak szybko o nimzapomniała, gdy jej uwaga skoncentrowała się na High Tors, który od tej pory miał stać się jej domem.Był to wiekowy, kamienny budynek, którego ściany czas zdążył pokryć patyną.Mimo swego ogromuzachował willowy charakter.Anna nie bywała tu przedtem często, ale wiedziała, że jest wygodny iprzytulny.Oczarował ją już w czasie pierwszej wizyty.Trent wyłączył silnik i odwrócił się do młodej żony.- Powinienem zadośćuczynić zwyczajowi i przenieść cię przez próg.Mam nadzieję, że będę w stanie89 cię udzwignąć - uśmiechnął się, ale w jego głosie kryła się, jak zwykle, nutka złośliwości.Pomógł jej wysiąść z samochodu, potem otworzył frontowe drzwi.Przytulił Annę i podniósł do góry.Gdy objęła go ramionami za szyję, pochylił głowę i pocałował ją.Kiedy przechodził do salonu,całował mocniej i namiętniej.Trzymając Annę na rękach jeszcze długo rozkoszował się smakiem jejust.- Witaj w domu - wyszeptał.- Och, Trent - westchnęła wznosząc ku niemu twarz i odebrała kolejny pocałunek.Gładząc jej włosy przygarnął ją do siebie.Ledwie ich usta się spotkały, ktoś głośno załomotał do fron-towych drzwi.Ze zdziwieniem spojrzeli po sobie.Trent stłumił cisnące mu się na usta przekleństwo i wzruszył ramionami.- Lepiej będzie, jak sprawdzę, kto to.Nie potrwa to długo - obiecał z wyraznym niezadowoleniem wgłosie.Anna usiłowała się odprężyć.Zdjęła żakiet i drżącymi palcami poprawiła włosy.Jej nowy kapeluszleżał porzucony gdzieś w samochodzie.To nie ma znaczenia.Nic się nie liczy oprócz Trenta.Nagle jejbłogie rozmyślania przerwał natrętny, obcy, męski głos.Ktoś pyta o nią? Kto to może być?Trent wprowadził niewielkiego, aczkolwiek natarczywego właściciela głosu do pokoju.Anna spo-kojnie czekała, aby dowiedzieć się, czego może chcieć od niej ten człowiek.Twarz Trenta przybrała srogi wyraz.93 - To jest pan Ferris - burknął.- Twierdzi, że jest prywatnym detektywem.Nalegał, żeby się z tobązobaczyć.Zakłopotana zmarszczyła brwi.Detektyw? Do niej?- Czy pani jest Anną Townsend? - zapytał mężczyzna.- Anną Barrington - poprawił Trent przez zaciśnięte zęby.- Ale pani panieńskie nazwisko brzmi Townsend - upierał się nieznajomy donośnym głosem, zupełnieniezrażony wrogim nastawieniem Trenta.- Tak.Czego pan chce?- Chcę tylko ustalić miejsce pani wczorajszego pobytu.Właśnie tędy przejeżdżałem.Szukam czło-wieka nazwiskiem Hugh Forbes.- Hugh Forbes? - Annie zrobiło się słabo i ciężko opadła na brzeg kanapy.- Dlaczego miałby tutajbyć? Kto pana przysłał?- Moja klientka, pani Forbes.Wynajęła mnie, żebym wyśledził jej męża.Wiedząc o waszym romansieprzypuszczała, że przebywa z panią.Anna gwałtownie zerwała się na równe nogi.- Nic takiego nas nie łączyło - krzyknęła.- Widziano was w hotelu w Manor.- Ale to było miesiąc temu.Zwabił mnie7 tam podstępem.- Niemniej jednak nie zaprzeczy pani, że poszła z nim do pokoju 106.Gwałtowny rumienie oblał twarz Anny.Oddychała ciężko.Czy akurat w dniu ślubu musi rozpamię-tywać ten koszmarny incydent?!91 Minęła długa chwila, zanim doszła do siebie.- Nie znalazłam się tam w celu, który pan sugeruje.Oboje poszliśmy tam na zaproszenie znajomej,która wynajmowała ten pokój.Miała na imię Andy czy jakoś tak.Byliśmy tam pół godziny, gdy Andyzniknęła, a Hugo próbował.- głos Anny załamał się.Nikt się nie odezwał.Anna zmusiła się, żeby mówić dalej.- Ale oparłam mu się.-1 nie ma go tu z panią?- Nie - powiedział krótko Trent.- Męża pańskiej klientki nie było w pobliżu mojej żony, odkąd onajest tutaj.Anna podziękowała mu wzrokiem, ale.on patrzył arogancko wprost na przybyłego.- W takim razie przepraszam, że przeszkodziłem państwu - powiedział nieszczerze mały człowiek.-Sprawa została rozwiązana w momencie, gdy dowiedziałem się, że panna Townsend, e.pani Bar-rington mieszka tutaj.Spodziewałem się zastać ją z panem Forbesem.Jeszcze raz państwaprzepraszam.Ukłonił się Barringtonom i skierował się do wyjścia.- Zostawiam państwa w spokoju.Trent odprowadził go i zamknął za nim drzwi.Anna bojąc się reakcji Trenta, ponownie usiadła na kanapie.Pełna lęku oczekiwała na powrót męża.Wprawdzie obronił ją przed atakami tego małego człowieka, ale co musi o niej myśleć.Z pewnościąnie przyjemnego.95 Gdy wrócił do pokoju; ńa jego twarzy gościł sztuczny uśmiech.Ponownie zerwała się na nogi.- Trent.- Więc obracałaś się w towarzystwie żonatych mężczyzn, tak?Jęknęła.- To nie było tak, jak myślisz.- Nie było? A jak było? - Jego gniew zamieniał się w furię.- Dopiero po pewnym czasie dowiedziałam się, że jest żonaty.Celowo wprowadził mnie w błąd.Wszystko, co powiedziałam, było prawdą.Każde słowo.To było straszne doświadczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl