[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy ciężkiej pracy, przy ściąganiu liny, przy wyciąganiu windy, JanValjean starczał za czterech ludzi.Podnosił i dzwigał ogromne ciężary na plecach i wpotrzebie zastępował lewar.Towarzysze przezwali go Janem Dzwigiem.Razu pewnego,kiedy naprawiano balkon ratusza w Tulonie, jedna z cudownych kariatyd Pugeta, którepodpierają ten balkon, obluzowała się i już miała runąć.Jan Valjean, który był w pobliżu,podtrzymał ramieniem kariatydę, dopóki nie nadbiegli inni robotnicy.Zręczność jego przewyższała jeszcze siłę.Niektórzy galernicy, wiecznie marzący oucieczce, dochodzą w końcu do prawdziwego kunsztu w łączeniu zręczności i siły.Jest tokunszt muskułów.Cała statyka, tajemnicza a ćwiczona przez więzniów, tych wiecznychzazdrośników much i ptaków.Wspinać się po pionowej ścianie, znajdować punkty oparcia wmiejscach, gdzie ledwie widać występ muru  to była dla Jana Valjean igraszka.Po kanciemuru, zdany tylko na siłę swojego grzbietu i swoich kolan, wpierając się łokciami i piętami wchropowatość cegieł, potrafił jakby magiczną sztuką dotrzeć do wysokości trzeciego piętra.Czasami wchodził w ten sposób na dach więzienia.Mówił mało.Nie śmiał się wcale.Trzeba było jakiegoś niezwykłego wstrząsu, żeby muwyrwać, raz albo dwa razy do roku, ten ponury wybuch śmiechu galernika, brzmiący jak echośmiechu szatana.Wyglądał, jak gdyby wciąż był pochłonięty wpatrywaniem się w cośstrasznego.Było w istocie coś, co go pochłaniało.Poprzez chorobliwe wrażenia niekompletnej natury i znękanego umysłu czuł na sobieniewyraznie jakąś rzecz potworną.Ilekroć obracał głowę i próbował podnieść oczy do góry wtym ciemnym i sinym półmroku, w którym pełzał, widział z rozpaczą i wściekłością, jakrośnie, spiętrza się i wznosi nad nim w nieskończoność niesamowicie stromy, straszliwy stosrzeczy, praw, przesądów, ludzi i wydarzeń, którego konturów nie mógł objąć spojrzeniem,którego ogrom przerażał go, a który nie był niczym innym, jak olbrzymią piramidą zwanącywilizacją.Rozróżniał tu i ówdzie w tej rojącej się bezkształtnej masie, raz blisko siebie, toznowu daleko, na niedostępnych kondygnacjach, jakąś grupę ludzką, jakiś szczegół jasnooświetlony  dozorcę więziennego z kijem w ręku, żandarma z szablą, dalej arcybiskupa winfule, a na samym szczycie, jak słońce, cesarza w koronie i olśniewającym blasku.Zdawałomu się, że ten daleki przepych nie tylko nie rozpraszał jego nocy, ale ją czynił jeszczebardziej grobową i bardziej czarną.Wszystko to  prawa, przesądy, wydarzenia, ludzie,rzeczy  poruszało się nad nim w rozmaitych kierunkach, po zawiłych i tajemniczych torach,jakie Bóg wyznacza cywilizacji, deptało go i miażdżyło z jakimś spokojnym okrucieństwem iz nieubłaganą obojętnością.Dusze upadłe na samo dno niedoli, nieszczęśnicy zagubieni wnajniższych kręgach piekieł, gdzie już nikt nie zagląda, wzgardzeni przez prawo, czują naswoich głowach cały ciężar społeczeństwa ludzkiego, tak groznego dla tych, którzy są pozanim, i tak strasznego dla tych, którzy są pod nim.W takim położeniu Jan Valjean rozmyślał; jakież to mogły być rozmyślania?Gdyby ziarnko prosa pod młyńskim kamieniem umiało myśleć, myślałoby niewątpliwie to,co myślał Jan Valjean.Wszystkie te rzeczy  rzeczywistość pełna upiorów, majaki pełne rzeczywistości wytworzyły w nim w końcu jakiś stan wewnętrzny, którego prawie nie można wyrazić.Niekiedy stawał wśród swej pracy galerniczej.Zamyślał się.Rozum jego, dojrzalszy izarazem bardziej niż niegdyś zmącony, buntował się.Wszystko, co go spotkało, wydawało45 mu się niedorzeczne: to sen.Patrzył na dozorcę stojącego tuż, o kilka kroków, dozorcawydawał mu się widmem; nagle  widmo to uderzało go batem.Zwiat widzialny prawie nie istniał dla niego.Można by niemal powiedzieć, że dla JanaValjean nie było ani słońca, ani pięknych dni letnich, ani jasnego nieba, ani świeżychkwietniowych poranków.Zazwyczaj jakieś piwniczne okienko oświetlało tę duszę.Na zakończenie, streszczając to, co ze słów tutaj powiedzianych da się streścić i pokazać wkonkretnych faktach  tyle tylko powiemy, że po dziewiętnastu latach Jan Valjean,nieszkodliwy ogrodnik z Faverolles, grozny galernik z Tulonu, dzięki sposobowi, w jaki gowięzienie ukształtowało, stał się zdolnym do dwojakiego rodzaju występków: po pierwsze, dozłego czynu, nagłego, nie przemyślanego, popełnionego lekkomyślnie, instynktownie,będącego niby odwetem za wycierpiane zło; po wtóre, do złego czynu ciężkiego, poważnego,dokonanego świadomie i obmyślonego za pomocą fałszywych pojęć, które mogą powstawaćw człowieku pod wpływem podobnego nieszczęścia.Wszystko, co obmyślał, przechodziłotrzy kolejne fazy, pewnym tylko naturom właściwe: rozumowanie, wolę i upór.Bodzcembyło mu nieustanne oburzenie, gorycz duszy, głębokie poczucie wycierpianych krzywd,sprzeciw, nawet wobec dobrych, niewinnych i sprawiedliwych, jeżeli są tacy.Punktemwyjścia i celem wszystkich jego myśli była nienawiść do ludzkiego prawa, nienawiść, którajeżeli jej rozwoju nie powstrzyma jakieś opatrznościowe wydarzenie, staje się po pewnymczasie nienawiścią do wszelkiego stworzenia, i wyraża się w nieustannej i brutalnej żądzyszkodzenia; komukolwiek, jakiejkolwiek żyjącej istocie.Jak widzimy, nie bez powodupaszport nazywał Jana Valjean  człowiekiem bardzo niebezpiecznym.Rok po roku dusza ta wysychała coraz bardziej, z wolna, ale nieuniknienie.Gdy sucheserce  suche i oko.Wychodząc z więzienia, od dziewiętnastu już lat nie uronił ani jednej łzy.Fala i mrokCzłowiek za burtą!Co z tego? Statek nie zatrzymuje się.Jest wiatr i ten spowity zmierzchem statek mamarszrutę, której musi przestrzegać.Płynie dalej.Człowiek znika, po chwili zjawia się, zanurza i znowu wraca na powierzchnię; statek,miotany przez huragan, jest zajęty manewrowaniem, marynarze i pasażerowie nawet już niewidzą tonącego, jego nieszczęsna głowa stała się już tylko punktem wśród bezmiaru fal.Człowiek rzuca w otchłań okrzyki rozpaczy.Jakim strasznym widmem jest ten znikającyżagiel! Patrzy na niego, patrzy nieprzytomnie.Ale żagiel oddala się, szarzeje, jest corazmniejszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • li>
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gama101.xlx.pl