[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś jednak trzymał ją mocno i zanim dotarło do niej, kto to jest, wyciągnęła kuniemu ramiona.- Cii - szepnął Garrick.- Jesteś bezpieczna.Nic się nie stało.Wciąż była oszołomiona, nie mogła jasno myśleć, pozwoliła jednak utulić się wramionach Garricka, gdyż wydało jej się to miłe i delikatne.Była zbyt wyczerpana, byRLT udawać, że tego nie potrzebuje.Chciała, by Garrick ją pocieszył i przekazał przynajmniejczęść swojej siły.Trzymała więc go tak przez chwilę, a następnie usiadła i niezgrabnymruchem odgarnęła włosy z twarzy.- Zasnąłeś? - spytała.- Przecież musiałem cię strzec - powiedział z powagą, ale wyczuła wesołe nutki wjego głosie.- Miło było się wsłuchiwać w twój oddech.- Dziękuję - bąknęła, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.Była już zmęczona ciemnością, a jednocześnie bała się, że gdy wyjdą na światłodzienne, będzie musiała na zawsze opuścić Garricka.Poczuła ból w sercu na tę myśl i ażzagryzła wargi.- Już chyba ranek.- Pomógł jej wstać, po czym odsunął się nieco.- Tak, pewnie tak.- Poczuła chłód i zaczęła rozcierać dłonie.- Zmieniło się światło, coś już można zobaczyć.Mam nadzieję, że wkrótce udanam się znalezć wyjście.- Może spróbujemy - rzuciła nagle pełna energii, rozglądając się wokół.Garrick miał rację, z mroku wyłaniały się poszczególne kształty.- Nie ma się co śpieszyć - rzucił rozbawiony.Ale nie tylko.Czyżby się bał, że Merryn chce od niego uciec? I miał rację.A możeraczej chciała uciec przed samą sobą.Książę również poruszał się wolno, jakby miał zdrętwiałe członki.Widziała zarysjego sylwetki, ale niewiele więcej.Miała jednak nadzieję, że dzienne światło będzie co-raz bardziej napierać na ich więzienie i że w końcu pokaże im drogę ratunku.Pozosta-wało czekać.Już niedługo, pół godziny, może godzinę.Najgorsze było to, że jeślichciała zrobić krok w jedną lub drugą stronę, trafiała na ohydną zimną breję.- Ostrożnie! - Garrick podtrzymał ją, kiedy potknęła się o cegły.Gdyby nie on, upadłaby jak długa wprost w piwną kałużę.Przez moment trwałaprzytulona do niego, ale potem odsunął ją z galanterią.Merryn chciało się płakać.- Ale ja muszę.- Nie wiedziała, jak skończyć to zdanie.- Co takiego?- No, muszę.RLT Dopiero po chwili dotarło do niego, w czym rzecz.- No tak.Przejdę dalej i się odwrócę.Obiecuję, że nie będę patrzył w tę stronę,chociaż i tak nic nie widać.- Dziękuję.Po chwili cała zziębnięta kucnęła za stosem potłuczonych cegieł.- Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt głodna - rzucił, kiedy zażenowana poinformo-wała go, że może wrócić.- Jestem - wyznała, chociaż wcześniej w ogóle się nie skarżyła.- Akurat na to nic nie poradzimy - powiedział zafrasowany.- Wiem.- W szarzejącej ciemności zauważyła, że wyciągnął do niej rękę.- Wolałbym, żebyś się mnie trzymała.Dzięki temu nie powinnaś upaść.Przyjęła jego ciepłą i mocną dłoń.Po raz pierwszy zwróciła też uwagę na małeranki i zadrapania i niewiele myśląc, przesunęła palcami po jej wnętrzu.Garrick wcią-gnął głęboko powietrze.Przez moment jej samej wydawało się, że to dotknięcie było ni-czym pieszczota, i serce zabiło jej mocniej w piersi.Stali tak, bojąc się ruszyć, i tylko coraz szybciej i głębiej oddychali.Przysunęła się bliżej.- Lady Merryn - powiedział ostrzegawczo Garrick.- Przepraszam.- Znowu się odsunęła, ale nie puściła jego ręki.Garrick westchnął, a następnie poprowadził ją ostrożnie przed siebie.Szli bardzowolno, starając się wypatrzyć wszystkie przeszkody.Nie było to łatwe, gdyż przy pod-łodze było najciemniej.Garrick badał nadszarpnięte mury, dotykał cegieł i belek.Stawiałstopy bardzo pewnie i potknął się zaledwie parę razy, nigdy jednak tak, by puścić Mer-ryn.Szła więc za nim z nadzieją, że wreszcie znajdą wyjście z pułapki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl