[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja teżcię całuję, braciszku.See you soon.Trasa się teraz skomplikowała, była coraz gorzej oznakowana.Barska wyjęła mapę ipróbowała bawić się w pilota, mimo to kilka razy mylili się, musieli zawracać i pytać o drogęmiejscowych.Wreszcie nawet najbardziej dziurawy asfalt się skończył.Ostatni odcinekprowadził piaszczystym traktem między zalesionym brzegiem jeziora a polami należącymikiedyś do PGR, teraz puszczonymi w ugór, porośniętymi aż po horyzont wysuszonymzielskiem.Przejechali środkiem osady złożonej z kilku zdewastowanych domków zczerwonej cegły.Przy drodze stali biednie ubrani mężczyzni, pijąc piwo z puszek ispoglądając nieprzyjaznie w stronę wzbijającego kurz samochodu.Zza płotów wyskakiwałykundle, obszczekując auto hałaśliwie.- Fajne przywitanie - powiedział Kuba. Barska nie podjęła żartu.Wyglądała przez okno, jakby tłumiąc zdenerwowanie.- To już tam - powiedziała.Ostatni dom stał w odległości kilkuset metrów od osady, bliżej jeziora.Z daleka byłowidać tylko czerwony dach, prześwitujący między drzewami.Dopiero kiedy wjechali napodwórze, okazało się, że z tyłu kryje się jeszcze budynek gospodarczy.Po podwórzuwałęsały się kury.Na przywitanie wyszedł chudy, wysoki mężczyzna z długimi brązowymi włosami,zaplecionymi w wiele cienkich warkoczyków.Twarz miał smutną, w każdym razie poważną,bez uśmiechu.Wyglądał na ponad czterdzieści lat, choć jeszcze tyle nie miał.Podbiegła doniego.Nie powiedziała ani słowa.Długą chwilę stali, obejmując się w milczeniu.Naschodkach prowadzących do domu stanęła kobieta w krótkiej, prostej sukience w kwiaty.Była bosa, na siwiejących włosach miała jaskrawą przepaskę.Też mogła mieć czterdziestkęalbo nawet więcej.Za nią kryła się mała jasnowłosa dziewczynka.Oboje gospodarze udawali,że nie zauważyli siniaków na twarzach gości.Barska podeszła do kobiety i też objęły się wmilczeniu, ale znacznie krócej i jakby z przymusem.Kuba stał skrępowany przysamochodzie.- To jest Kuba - powiedziała Barska.Gospodarze niemal na to nie zareagowali.- Autostopowicz - mruknął tylko mężczyzna, a potem głośniej ni to spytał, ni tostwierdził: - Pan jedzie dalej?- No, coś ty? Gdzie pojedzie o tej porze? - zaprotestowała Barska.- Nie bój się, to niezabójca ze szlaku.To mój uczeń.- No właśnie - powiedział mężczyzna.- Tak mi się zdawało, że to pana widziałem zakierownicą.I trochę się zdziwiłem, że dałaś prowadzić autostopowiczowi.- Pomyślałeś, że mnie porwał i zaraz zażąda okupu? - zaśmiała się z przymusem.- To, co ja pomyślałem, jest bez znaczenia - powiedział mężczyzna niezbyt przyjaznie,ale potem jakby przemógł się i wyciągnął rękę.- No, dobra.Miło poznać słuchacza sławnej Kuzni.Jestem Marek Wojtala.Kobieta skinęła Kubie głową i znikła w domu.- No to chodzcie na tę zupę jagodową - powiedział Marek i zaprosił ich gestem dośrodka.Wnętrze było nieporządne i zagracone, sprzęty ubogie i jakby zebrane przypadkowo.Spod sufitu zwisały pęki suszących się ziół.W archaicznym kuchennym piecu z żelazną płytąi fajerkami palił się ogień.Usiedli przy stole, na którym stały już talerze pełne fioletowejzawartości. - Na drugie będą tylko placki - powiedziała kobieta.- Gdybyśmy wiedzieli.- Daj spokój, Mariola - zawołała Barska.- Uwielbiam placki ziemniaczane.Zresztą,przecież nie chodzi o żarcie, tylko żeby się spotkać, pogadać.Kobieta nazwana Mariolą wzruszyła ramionami.- O czym?Jedli w milczeniu chłodną zupę jagodową z lanymi kluskami, ale i ona zaczęła siękończyć.Mariola wstała i zajęła się smażeniem placków.Jasnowłosa dziewczynka, cicha inieśmiała, czepiała się jej nóg.Wreszcie Marek przerwał milczenie:- Jak tata?- Kwitnie - odpowiedziała skwapliwie Barska.- Niedawno miał jubileusz, wydajenową książkę.Zdaje się, że jest poważnie brany pod uwagę jako kandydat na rzecznikainteresu publicznego w następnej kadencji.- Ma staruszek zdrowie - powiedział Marek zadziwiająco pieszczotliwie i wcale niewyglądało to na szyderstwo.Barska opowiedziała jeszcze kilka najnowszych historyjek z życia profesora Wojtali iwidać było, jak Marek taje w oczach.- Dlaczego on nie kończy tej swojej historii prawa wojennego? Przecież to będzieświatowe wydarzenie.Nikt nie będzie mógł dłużej sądzić zbrodni wojennych, nie powołującsię na Wojtalę.- Zdaje się, że tata jest tego samego zdania i nie wypuści dzieła w świat, póki nie uzna,że to już doskonały brylant.- Powinnaś go wspierać - zniecierpliwił się Marek.- Ja jego? A kto go może do czegoś zmusić?- Jesteś w końcu jego ukochaną córeczką.- Daj spokój, braciszku.- Placki - powiedziała Mariola i zaczęła hałasować talerzami.Po zmroku zapalili ognisko nad jeziorem.Marek grał na gitarze, śpiewali.Siedzielidługo, jakby wszyscy specjalnie odwlekali krępujący moment.Tylko Mariola w pewnymmomencie poszła położyć usypiającą córkę.- A co u ciebie, braciszku? - spytała Barska, kiedy tamta się oddaliła.- Nie narzekam.Ludzie chcą, żebym im grał.Zarabiam więcej niż nam potrzeba.- Wydawało mi się, że ludzie tu bardzo zbiednieli.- Zależy.Kto się nie przystosował, ten ginie.Inni się bogacą.Pałac w majątku kupiłjakiś Wielki Gatsby.Zrobił imprezę, wzięli mnie do grania.Mówię ci, najechało mercedesów, że nie zmieściły się na podwórku.A takich dup nie widziałem nawet we śnie.- Marek, przecież to na pewno jacyś gangsterzy.- Co z tego? A Sinatra komu śpiewał? Co ja mogę?- A dla mnie coś zaśpiewasz, braciszku?- Jasne.Co byś chciała?- Pamiętasz  Lesson In Love Bee Geesów?- Pytasz!Uderzył w struny, jego mocny, wibrujący głos poniósł się po wodzie:.Ali God s children need someone to love And you know, baby, you know I foundmine.*Barska przysunęła się do osamotnionego Kuby i objęła go ramieniem.She can show me I m the one.[Ona mi powie że to właśnie ja ]- Przestań!After her you will see me gone.[A potem zaraz sobie pójdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • lude("menu4/32.php") ?>