X




[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że od wczoraj niemiałam nic w ustach, zaczęłam jeść, smakowała mi ryba. Jedząc czekałam na pytania, dlaczego wyjechałam nagle, bezuprzedzenia i co robiłam przez te trzy dni.O nic nie pytał.Uczepił się matki jak deski ratunku i cały czas mówił o niej,zachwycał się jej wyglądem, sposobem chodzenia,odmłodniała, obcięła włosy.- Wariatka! - stwierdziłam sucho.- Takie piękne włosy.- Wyglądała jak Liza Minelli.- Liza Minelli - roześmiałam się, ponieważ kilka dni temuto samo pomyślałam o Alicji.Odłożyłam widelec i śmiałam się coraz głośniej.Marekprzerwał jedzenie i spojrzał na mnie zgorszony.- Co ci jest? Z czego się śmiejesz? - chwycił mnie za rękę- zwariowałaś?- Jeszcze nie, ale zwariuję.Przyrzekam.Jeżeli mniezostawisz, zwariuję.- O tym nie ma mowy - przysunął się do mnie.- Zmieniłeś się.Zaprzeczył bez przekonania i szybko odwrócił głowę,jakby się zląkł, że mogę wyczytać w jego oczach coś, cochciał ukryć przede mną.- Zaprosiłem twoją matkę na święta.- O nie! Tego już za wiele - zerwałam się od stołu.-Wyjazdy, motele, spotkania z nią poza moimi plecami, randki,dancingi i jeszcze święta.Nie! Nie!Krzyczałam, waliłam pięścią w stół, a on nic, siedziałnaprzeciwko mnie nie przerywając jedzenia, tak, jadł całyczas, patrzył mi w oczy, a raczej na mnie i milczał, cały czasmilczał.A przecież gdyby powiedział, że to nieprawda,uwierzyłabym z miejsca, w gruncie rzeczy czekałam na tosłowo, ale on go nie wypowiedział, w ogóle nic nie mówił,dopił wina, ubrał się i wyszedł. Znowu czekałam na niego przez cały dzień.Z trudemnapisałam jedną odpowiedz na list, potem sprzątałammieszkanie, prałam, usiłowałam coś czytać, ale nic nierozumiałam, nie mogłam się skoncentrować nad niczym.Wieczorem niepokój o Marka wypędził mnie z domu.Gdybym znała adres Alicji, poszłabym do niej i wyjaśniłaprzynajmniej tę sprawę, a tak plątałam się po ulicachuciekając przed ludzmi na puste podwórka, rozbolała mniegłowa, zaczęłam mieć jakieś przywidzenia, chociaż nie jestempewna, czy to były przywidzenia, czy też rzeczywiściespotkałam go u zbiegu Stawek i Marchlewskiego, jakprzechodził z Alicją przez skrzyżowanie, podeszłam do nich,uśmiechnęłam się mi nie odpowiedział, jakiś mężczyznaobejrzał się za i powiedziałam: dobry wieczór.Zdziwiłam się,że nikt mną i pokręcił głową.Wróciłam do domu, jego oczywiście nie było, wypiłamprawie całą butelkę wina, które zostało po wernisażu iwypaliłam paczkę papierosów. Podróż poślubna" - śmiałamsię do lustra.Jakieś rozczochrane widmo szczerzyło do mniezęby.Zasnęłam w ubraniu.Kiedy się obudziłam, był dzień, pełen mlecznego światła.Termometr za oknem wskazywał minus dziesięć stopni.Nakanapie w pracowni spał Marek przykryty kożuchem.Usłyszał chyba trzaśnięcie drzwiami i moje kroki, bo zawołałmnie po imieniu, a gdy nie odpowiedziałam, przewrócił się nadrugi bok i naciągnął kożuch na głowę.Nie chciałam już z nim rozmawiać, nie chciałam wyznań,przyrzeczeń, niczego nie chciałam, wyszłam z domu dopobliskiej kawiarni, usiadłam w pustej sali i odpisywałam nalisty.Czytelnicy potrzebowali moich rad i zapewnień, żeprzecież nie jest tak zle i będzie z pewnością lepiej, trzebatylko pracować nad sobą, postępować uczciwie, zgodnie z własnym sumieniem, mądrze, z rozwagą, nie ulegać emocjom,nie wpadać w panikę.Witek nalegał, żeby skończyć z mistyfikacją.Nie miałamnic przeciwko temu.Koło południa poszliśmy do redaktora, jaz duszą na ramieniu, czułam się jak przestępca i było miwstyd.Okazało się, że niepotrzebnie, Witek wszystkozałatwił, chciał mnie tylko przedstawić redaktorowi.W czasiekrótkiej rozmowy przy kawie nie padło pod moim adresem anijedno złe słowo, przeciwnie, same pochwały, zdziwienie, skądtaka młoda i  pisze pani świetnie, świetnie".Witek dorzuciłkilka uwag o moim stylu, precyzyjna argumentacja, łatwośćoperowania słowem.Słuchałam tych pochwał kiwając głową, panowie niedopuszczali mnie do głosu, omawiali cykl artykułów Witka orozwoju uczuć, a ja paliłam w milczeniu.%7łegnając się z Witkiem na ulicy spytałam:- Dlaczego tyle dla mnie robisz?- To proste - zaśmiał się Witek.- Podobasz mi się.Głupio mi się zrobiło.- Podwiezć cię? - spytałam.- Nie.Dziękuję.Mam tu obok coś do załatwienia.Nie odchodził jednak, patrzył na mnie zza swychokularów ze smutną powagą, wskazując ręką dom poprzeciwnej stronie ulicy, w którym mieścił się klub aktora.Zgrupki osób zdążających we wskazanym kierunku wyłowiłamdziecinną twarz Jolanty Olechnowicz.- Nie kochasz jej?W jego oczach za grubymi szkłami pojawił się wyrazrozbawienia.- Za dużo chcesz wiedzieć - cmoknął mnie w policzek.-Dzwoń!Marek nie odwołał zaproszenia.Matka przyjechała wWigilię, tak jak to uzgodnili, punktualnie o trzeciej.Ku zdumieniu Marka powitałam ją niezwykle serdecznie, lecz onaszybko wyswobodziła się z moich objęć, podeszła do lustra ipoprawiła włosy obcięte a la Liza Minelli.- Oszpeciłaś się - zauważyłam ze ściśniętym gardłem.Chciałam jej powiedzieć coś bardzo przykrego, alezabrakło mi odpowiednich słów.Matka wygładziła spiczastepejsiki przy uszach i pokazując w uśmiechu perłową bielzębów skinęła głową.- Tak, tak - powiedziała odchodząc od lustra i ukryłatwarz w cieniu z niewyraznym uśmiechem ni to kpiny, ni tozadowolenia, poprawiła spódnicę z zamszu w beżowozłotymodcieniu z taką samą kamizelką.Moje oczy powędrowały ku matczynej szyi, szukając naniej niszczących śladów czasu, obwisłej skóry czy wystającejgrdyki, znalazły nikłe zwiotczenia i dwie obręcze podobne dotych, jakie spotyka się nawet u bardzo młodych, ale otyłychdziewcząt.Matka nie przytyła nawet o centymetr, więcjednak.- uśmiechnęłam się z zadowoleniem.Zauważyła tenuśmiech i moje spojrzenie wślizgujące się pod jej kołnierzyk.- Wiesz - nachyliła się ku mnie.- Zaczęły mi wychodzićwłosy.Musiałam je ściąć.Kłamała, ale po co? %7łeby mi sprawić przyjemność? Włosymiała gęste i lśniące, farbowane zapewne, ale bardzodyskretnie.Na czubku głowy, skąd spływały gładko jak kask,nie było ani śladu siwizny.- Czego się napijesz, Mariol - Marek ujął ją pod ramię iwprowadził do pracowni.W jego głosie, a zwłaszcza w tonie,jakim wymówił jej imię, wyczułam poufałość.- Wódki.Macie może śledzie? Marek rzucił się dokuchni, ja za nim.- Nie musisz już jej nadskakiwać - stwierdziłam zprzekąsem.- Kupiła przecież twój obraz. Twarz Marka zszarzała z gniewu, pchnął mnie na ścianę izamierzył się butelką.- Zdumiewasz mnie - wychrypiał nie swoim głosem.Odstawił butelkę i sięgnął po papierosa.Wręczyłam mu kieliszki i otworzyłam drzwi.Nic więcejnie powiedziałam.Poruszałam się jak we mgle, rozlałam kompot, strąciłamszklankę.- To dobry znak - ucieszyłam się zgarniając na szufelkęokruchy szkła.Po kolacji piliśmy koniak.Kapało z dachów, mgła sięgałapierwszego piętra.W dole na różnych wysokościach tliły siękolorowe światła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treÅ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaÅ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoÅ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

     Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyÅ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treÅ›ci marketingowych. PrzeczytaÅ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoÅ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.