[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie tam celowali, tego możesz być pewien.Czwórka na morzu dla nas znaczy tyle, co nic, ale nałodzi podwodnej platforma dziobowa staje się wtedy bardzo niestabilna.Nie bardzo mi się towidzi, George.Oni gotowi są walić wszędzie, tylko nie tam, gdzie celują.Miejmy jedynienadzieję, że następny pocisk przeleci w takiej samej odległości nad mostkiem jak ten pierwszypod nim.Następny pocisk przeleciał dokładnie przez mostek.Rozbił w drobny mak prawe przednie oknosterówki - jedno z tych, które wstawili na nowo po ataku Ulbrichta i jego strzelców - przebiłmetalową płytę oddzielającą sterówkę od kabiny radiowej i rozerwał się tuż za nią.Rozsuwanedrewniane drzwi, teraz w setkach poszarpanych kawałków, wpadły do środka sterówki.Podmucheksplozji rzucił McKinnona na koło sterowe, Naseby ego na niewielki stolik do map, lecz ostrejak brzytwa odłamki żelaza poleciały w inną stronę i obydwaj marynarze wyszli z tego cało.Naseby wciągnął w siebie część powietrza, które wybuch wydusił mu z płuc.- Robią postępy, Archie.- Udało im się.- San Andreas , którego nadbudówka wraz z narastaniem obrotów silnikazaczynała nader nieprzyjemnie drżeć, szedł wprost na kiosk U-boota, choć łódz oddalona była odstatku o milę ze sporym okładem.- Teraz spudłuje jak nic.I rzeczywiście spudłował.Pocisk w ogóle nie trafił w San Andreasa i wpadł w morze stometrów za rufą; nie wybuchł przy zetknięciu się z wodą.Kolejny pocisk uderzył gdzieś w okolicę dziobu.Nie sposób było stwierdzić, gdzie się rozerwał,bo nie spowodował zwichrowania czy wybrzuszenia pokładu dziobowego.Ale szkody wyrządził,nie ulegało najmniejszej wątpliwości: jedna z czterech kotwic sunęła na dno Morza Norweskiego iwściekłe grzechotanie jej łańcucha niosło się na milę.Grzechotanie ustało równie nagle jak sięrozpoczęło; niewątpliwie umocowanie kotwicy wyrwane zostało z komory łańcuchowej.- Mała strata - stwierdził Naseby.- Kto rzuca kotwicę na głębokość tysiąca czy iluś tam stóp?- Do diabła z kotwicą! Pytanie, czy nie nabieramy wody.Tymczasem w dziób San Andreasatrafił jeszcze jeden pocisk.Teraz nie było wątpliwości, gdzie wybuchł, bowiem niewielkapowierzchnia dziobówki uniosła się z lewej strony prawie na stopę.- Nabieramy wody czy nie - zaczął Naseby - chyba nie czas sprawdzać.W każdym razie nie,dopóki celują w dziób, a zdaje się tam właśnie grzeją.Jesteśmy coraz bliżej, więc coraz lepiej imidzie.Pewnie mierzą w linię wodną.Niemożliwe, żeby chcieli nas zatopić.No i czy oni niewiedzą, że tam jest złoto?- Nie wiem, co wiedzą.Prawdopodobnie wiedzą, że złoto gdzieś tu jest, ale nie ma powodu, żebywiedzieli dokładnie gdzie.Zresztą mały odłamek nie obniży przecież wartości złota.No cóż,sądzę, że powinniśmy być wdzięczni i za drobne przejawy łaski - zbliżamy się do nich pod takimkątem, że nie będą mogli trafić w rejon szpitala.Szósty pocisk uderzył i eksplodował na dziobie niemal w tym samym miejscu, co poprzedni.Wybrzuszona część dziobówki podniosła się o prawie jeszcze jedną stopę.Magazyn farb i stolarnia - rzucił Naseby mimochodem.- Właśnie o tym myślałem.- Czy Ferguson i Curran byli w jadalni, kiedy stamtąd wychodziłeś?- Właśnie o tym myślę.Nie pamiętam, żebym ich widział, ale to nie znaczy, że ich tam nie było.Są parą leniuchów.Całkiem możliwe, że poświęcili lunch, żeby urwać godzinę drzemki.Powinienem był ich ostrzec.- Nie miałeś czasu, żeby kogokolwiek ostrzegać.- Mogłem tam kogoś wysłać.Tak myślałem, że skoncentrują ogień na mostku, ale mimo topowinienem był tam kogoś wysłać.Moja wina.Jak już mówiłem Jamiesonowi, zawalam sprawy.-Zamilkł i koncentrując się zmrużył oczy.- Oni chyba zwijają żagle, George.Naseby przytknął lornetkę do oczu.- Rzeczywiście.I ktoś na mostku - kapitan albo kto - wrzeszczy przez megafon.Ha! Obsługadziałka uwija się jak w ukropie! Czekaj.Tak, wyrównują je tam i z powrotem.Czy oznacza to, oczym myślę, Archie?- Hm, kiosk opustoszał, a strzelcy znikają w luku, więc pewnie dobrze myślisz.Widzisz jakieśbańki powietrza na powierzchni?- Nie.Zaraz, zaraz.Tak! Całe mnóstwo! - Napełniają główny balast.- Ale jesteśmy jeszcze milę od nich.- Kapitan nie ryzykuje i nie mam mu tego za złe.Nie jest takim błaznem jak Klaussen.Parę chwil w milczeniu przyglądali się łodzi.U-boot znajdował się teraz pod kątem czterdziestupięciu stopni względem San Andreasa.Woda sięgała już pokładów, a te szybko znikały.- Stań przy kole, George.Bądz tak dobry i zadzwoń do chiefa.Opowiedz mu, co się wydarzyło, ipoproś, żeby zmniejszył obroty do normalnych.No i wracamy na nasz kurs.Sprawdzę przeciekina dziobie.Naseby popatrzył za nim.Dobrze wiedział, że dla bosmana sprawa przecieków jest w tej chwilidrugorzędna.Archie szedł sprawdzić, czy Curran i Ferguson rzeczywiście postanowili darowaćsobie lunch.Wrócił po dziesięciu minutach.Miał butellcę szkockiej, dwie szklanki w ręku i poważną twarz.- Opuściło ich szczęście? - zapytał Naseby.- Opuściło.Opuścił ich McKinnon.- Archie, musisz z tym skończyć! Proszę cię, przestań się ciągle obwiniać.Stało się, co się stało,trudno.Janet dopadła go, gdy wraz z Nasebym wchodził do jadalni, zostawiwszy u steru Trenta, a napozycjach obserwacyjnych Jonesa i McGuigana.Zaciągnęła go w róg.- Wiem, że to komunał, zwykły banał, jak wolisz.A jeśli chcesz usłyszeć jeszcze jedną banalną ioklepaną uwagę, to powiem ci, że zmarłych nie da się wskrzesić.- Tak, tak.- Bosman uśmiechnął się niewesoło.- Skoro już mówimy o zmarłych - o zmarłych, coprawda zle się nie mówi - była z nich para mało przydatnych typków.Ale obydwaj mieli żony,obydwaj mieli po dwie córki.Co one by sobie pomyślały, gdyby dowiedziały się, że dzielnybosman McKinnon zupełnie zapomniał o ich ojcach i mężach?- Najlepiej byś zrobił sam o nich zapominając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- Nie tam celowali, tego możesz być pewien.Czwórka na morzu dla nas znaczy tyle, co nic, ale nałodzi podwodnej platforma dziobowa staje się wtedy bardzo niestabilna.Nie bardzo mi się towidzi, George.Oni gotowi są walić wszędzie, tylko nie tam, gdzie celują.Miejmy jedynienadzieję, że następny pocisk przeleci w takiej samej odległości nad mostkiem jak ten pierwszypod nim.Następny pocisk przeleciał dokładnie przez mostek.Rozbił w drobny mak prawe przednie oknosterówki - jedno z tych, które wstawili na nowo po ataku Ulbrichta i jego strzelców - przebiłmetalową płytę oddzielającą sterówkę od kabiny radiowej i rozerwał się tuż za nią.Rozsuwanedrewniane drzwi, teraz w setkach poszarpanych kawałków, wpadły do środka sterówki.Podmucheksplozji rzucił McKinnona na koło sterowe, Naseby ego na niewielki stolik do map, lecz ostrejak brzytwa odłamki żelaza poleciały w inną stronę i obydwaj marynarze wyszli z tego cało.Naseby wciągnął w siebie część powietrza, które wybuch wydusił mu z płuc.- Robią postępy, Archie.- Udało im się.- San Andreas , którego nadbudówka wraz z narastaniem obrotów silnikazaczynała nader nieprzyjemnie drżeć, szedł wprost na kiosk U-boota, choć łódz oddalona była odstatku o milę ze sporym okładem.- Teraz spudłuje jak nic.I rzeczywiście spudłował.Pocisk w ogóle nie trafił w San Andreasa i wpadł w morze stometrów za rufą; nie wybuchł przy zetknięciu się z wodą.Kolejny pocisk uderzył gdzieś w okolicę dziobu.Nie sposób było stwierdzić, gdzie się rozerwał,bo nie spowodował zwichrowania czy wybrzuszenia pokładu dziobowego.Ale szkody wyrządził,nie ulegało najmniejszej wątpliwości: jedna z czterech kotwic sunęła na dno Morza Norweskiego iwściekłe grzechotanie jej łańcucha niosło się na milę.Grzechotanie ustało równie nagle jak sięrozpoczęło; niewątpliwie umocowanie kotwicy wyrwane zostało z komory łańcuchowej.- Mała strata - stwierdził Naseby.- Kto rzuca kotwicę na głębokość tysiąca czy iluś tam stóp?- Do diabła z kotwicą! Pytanie, czy nie nabieramy wody.Tymczasem w dziób San Andreasatrafił jeszcze jeden pocisk.Teraz nie było wątpliwości, gdzie wybuchł, bowiem niewielkapowierzchnia dziobówki uniosła się z lewej strony prawie na stopę.- Nabieramy wody czy nie - zaczął Naseby - chyba nie czas sprawdzać.W każdym razie nie,dopóki celują w dziób, a zdaje się tam właśnie grzeją.Jesteśmy coraz bliżej, więc coraz lepiej imidzie.Pewnie mierzą w linię wodną.Niemożliwe, żeby chcieli nas zatopić.No i czy oni niewiedzą, że tam jest złoto?- Nie wiem, co wiedzą.Prawdopodobnie wiedzą, że złoto gdzieś tu jest, ale nie ma powodu, żebywiedzieli dokładnie gdzie.Zresztą mały odłamek nie obniży przecież wartości złota.No cóż,sądzę, że powinniśmy być wdzięczni i za drobne przejawy łaski - zbliżamy się do nich pod takimkątem, że nie będą mogli trafić w rejon szpitala.Szósty pocisk uderzył i eksplodował na dziobie niemal w tym samym miejscu, co poprzedni.Wybrzuszona część dziobówki podniosła się o prawie jeszcze jedną stopę.Magazyn farb i stolarnia - rzucił Naseby mimochodem.- Właśnie o tym myślałem.- Czy Ferguson i Curran byli w jadalni, kiedy stamtąd wychodziłeś?- Właśnie o tym myślę.Nie pamiętam, żebym ich widział, ale to nie znaczy, że ich tam nie było.Są parą leniuchów.Całkiem możliwe, że poświęcili lunch, żeby urwać godzinę drzemki.Powinienem był ich ostrzec.- Nie miałeś czasu, żeby kogokolwiek ostrzegać.- Mogłem tam kogoś wysłać.Tak myślałem, że skoncentrują ogień na mostku, ale mimo topowinienem był tam kogoś wysłać.Moja wina.Jak już mówiłem Jamiesonowi, zawalam sprawy.-Zamilkł i koncentrując się zmrużył oczy.- Oni chyba zwijają żagle, George.Naseby przytknął lornetkę do oczu.- Rzeczywiście.I ktoś na mostku - kapitan albo kto - wrzeszczy przez megafon.Ha! Obsługadziałka uwija się jak w ukropie! Czekaj.Tak, wyrównują je tam i z powrotem.Czy oznacza to, oczym myślę, Archie?- Hm, kiosk opustoszał, a strzelcy znikają w luku, więc pewnie dobrze myślisz.Widzisz jakieśbańki powietrza na powierzchni?- Nie.Zaraz, zaraz.Tak! Całe mnóstwo! - Napełniają główny balast.- Ale jesteśmy jeszcze milę od nich.- Kapitan nie ryzykuje i nie mam mu tego za złe.Nie jest takim błaznem jak Klaussen.Parę chwil w milczeniu przyglądali się łodzi.U-boot znajdował się teraz pod kątem czterdziestupięciu stopni względem San Andreasa.Woda sięgała już pokładów, a te szybko znikały.- Stań przy kole, George.Bądz tak dobry i zadzwoń do chiefa.Opowiedz mu, co się wydarzyło, ipoproś, żeby zmniejszył obroty do normalnych.No i wracamy na nasz kurs.Sprawdzę przeciekina dziobie.Naseby popatrzył za nim.Dobrze wiedział, że dla bosmana sprawa przecieków jest w tej chwilidrugorzędna.Archie szedł sprawdzić, czy Curran i Ferguson rzeczywiście postanowili darowaćsobie lunch.Wrócił po dziesięciu minutach.Miał butellcę szkockiej, dwie szklanki w ręku i poważną twarz.- Opuściło ich szczęście? - zapytał Naseby.- Opuściło.Opuścił ich McKinnon.- Archie, musisz z tym skończyć! Proszę cię, przestań się ciągle obwiniać.Stało się, co się stało,trudno.Janet dopadła go, gdy wraz z Nasebym wchodził do jadalni, zostawiwszy u steru Trenta, a napozycjach obserwacyjnych Jonesa i McGuigana.Zaciągnęła go w róg.- Wiem, że to komunał, zwykły banał, jak wolisz.A jeśli chcesz usłyszeć jeszcze jedną banalną ioklepaną uwagę, to powiem ci, że zmarłych nie da się wskrzesić.- Tak, tak.- Bosman uśmiechnął się niewesoło.- Skoro już mówimy o zmarłych - o zmarłych, coprawda zle się nie mówi - była z nich para mało przydatnych typków.Ale obydwaj mieli żony,obydwaj mieli po dwie córki.Co one by sobie pomyślały, gdyby dowiedziały się, że dzielnybosman McKinnon zupełnie zapomniał o ich ojcach i mężach?- Najlepiej byś zrobił sam o nich zapominając [ Pobierz całość w formacie PDF ]