[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłał miostre spojrzenie, trwające nanosekundę, i podszedłdo Emmy.Zdjęła okulary, by spojrzeć wprost naniego.Miała przepiękne orzechowe oczy.116- Nie mów mi, że przyniosła ci żarcie z kantyny -prychnął.- Możesz ją za to postawić przed KomisjąSkarg na Działania Policji.Przypomnij mi pózniej,dam ci formularz.- Wysypał na stół zawartość torby.- Kurczak, awokado i sos pesto.Dopadłem dla ciebieostatni.- Wziął nieodpakowaną kanapkę ztuńczykiem, znów spojrzał na mnie i wzruszyłramionami, jakby chciał powiedzieć do Emmy: co japoradzę?- Miłego lunchu, drogie panie.- I wymaszerował.Drzwi zamknęły się i usłyszałyśmy, jak odchodzikilka kroków korytarzem.Zatrzymał się, żeby z kimśporozmawiać, pewnie z dyżurnym sierżantem, którypo chwili wybuchnął śmiechem.- Miły gość.- Emma odkręciła świeżo wyciskanysok pomarańczowy.- Nie to co reszta tutejszychtroglodytów.Bez urazy.Gapiłam się na drzwi, ale teraz przeniosłamwzrok na Emmę.- Och, no skąd - powiedziałam.- Był tu wcześniej, żeby pogadać o zainstalowaniukamery nad moimi drzwiami - ciągnęła.- Nawypadek gdyby ten, kto przyniósł list, jeszcze sięzjawił.Miałam właśnie rozpakować kanapkę, kiedyusłyszałyśmy stukanie obcasów w korytarzu, apotem głos Gayle Mizon.Wymieniła z Joesburym117kilka cichych zdań.Drzwi otworzyły się, Gaylespojrzała na nas.- Szefowa prosi cię na górę - zwróciła się do mnie.- Zciągnęła wszystkich z pubu - mówiła, kiedyszłyśmy w stronę schodów.- Ta plama na liścieEmmy Boston to ludzka krew.Otworzyłam drzwi na końcu korytarza ipopatrzyłam na nią.Kiwnęła głową.- Krew Geraldine - powiedziała.11821Dotarłam do swojej ulubionej knajpy wCamden o wpół do jedenastej.Lokal właśniezaczynał się zapełniać, a muzyka była dość głośna,by uniemożliwić ewentualną rozmowę.Wzięłamsobie drinka na plac i spacerem podeszłam do jednejz końskich rzezb.Już zaczynałam żałować, żepokierowałam się impulsem, który kazał mi tuprzyjechać.Całe popołudnie szukałam sobie - niezbytskutecznie - jakiegoś zajęcia.Choć nie miałamkontaktu z zespołem, czułam, że atmosfera wkomisariacie się zagęściła.Możliwość, żemorderstwo Geraldine Jones to dopiero początek,zmieniła wszystko.Jak to dowcipnie podsumowałJoesbury, bramka rozciągnęła się na szerokośćcałego cholernego boiska.Pod koniec dnia weszłam do damskiej toalety.Była pusta.Po minucie drzwi otworzyły się i ktośwszedł do kabiny obok.Właśnie wciskałam guzikspłuczki, kiedy usłyszałam, że moja sąsiadkawymiotuje.Umyłam ręce i poczekałam, aż skończy.- Wszystko w porządku? - spytałam, kiedyuznałam, że już po wszystkim.- Mogę jakoś pomóc?Odczekałam kilka sekund, ale nie dostałamodpowiedzi.Odwróciłam się, żeby wyjść; napodłodze za drzwiami leżał płaszcz; ktoś119najwyrazniej w pośpiechu nie trafił pętelką whaczyk.Niebieski trencz Tulloch.Widocznie nie jajedna się denerwowałam.Wyszłam z domu, bo w towarzystwie wyłączniewłasnych myśli dostałabym świra.No i jeszcze tamelodia, której nie mogłam się pozbyć.Mojeulubione rzeczy.To nie miało sensu.Nie myślałam otej zabawie od lat, ale teraz nagle tama, którązbudowałam w głowie, zaczęła pękać i przepuszczaćwspomnienia niczym strumyczki wody.Już nawet dobrze nie pamiętałam, co było naliście.Kwiaty, zdaje się, i może książki.Konie, z całąpewnością konie.Uwielbiałam koniowate wszelkichkształtów i wielkości, nawet osły - i pewnie dlategotak lubiłam Stables Market w Camden - ale przedewszystkim urocze, pulchne, bezczelne kucyki.Wdzieciństwie nazywałam je ponikami.Gdybym wyszła teraz, mogłam jeszcze wrócić dodomu metrem.- Gdzie mi zniknęłaś w piątek wieczorem?Odwróciłam się i uniosłam głowę.Blondyn,którego zapamiętałam z piątkowego wieczoru, tymrazem miał na sobie zwykłe ciuchy odpowiednie naniedzielny wieczór - dżinsy i białą koszulę z krótkimirękawami.Na ramiona narzucił sobie bluzę zcollege u.Ten luzny styl pasował mu bardziej niżgarnitur, który nosił w piątek.Zerknęłam w dół.Drogie buty.120- Uciekłaś, jakby cię furie goniły - mówił dalej,kiedy nie doczekał się odpowiedzi.Był przystojniejszy, niż to zapamiętałam, i trochęstarszy.Brak obrączki na palcu.Przed czterdziestką,więc pewnie miał własne mieszkanie.- Zostawiłam odkręcony gaz - odparłam.Uśmiechnął się.- I co, doszło do wybuchu?Ja też się uśmiechnęłam.- Jeszcze nie.Wyszłam od niego tuż po drugiej pod pretekstem,że idę wcześnie rano do pracy.Wstał ze mną,zaproponował, że wezwie dla mnie taksówkę.Powiedziałam, że już po kogoś zadzwoniłam, kiedysię zdrzemnął.Wypuszczał mnie niemal niechętnie.Nieskomplikowany seks bez zobowiązań z pięknąnieznajomą.Czy to nie marzenie większościmężczyzn? Właśnie to im oferowałam i nigdy niebyłam zaskoczona, że tak łatwo skłonić świeżopoznanego faceta, żeby zaprosił mnie do domu.Zaskakiwało mnie tylko, ilu z nich chciało sięspotkać jeszcze raz.Zwykle zostawiałam im numer zprzestawionymi dwiema cyframi.Może jakaśszczęśliwa małżonka i matka czwórki dzieci nadrugim końcu Londynu odbierała wszystkie telefonyod moich zdobyczy.Kiedy drzwi się zamknęły i jego kroki ucichły wkorytarzu, stałam kilka sekund na górnym stopniu.121Wdychałam chłodne, nocne powietrze i czekałam natransport.Moje pierwsze doświadczenia z mężczyznami iseksem były dość brutalne.I nic w tym szczególnieniezwykłego, ale parę lat temu dotarło do mnie, żekobiety z moją historią mają wybór.Aż nazbytczęsto stają się nieufne, boją się wszelkiej bliskości,a potem kurczowo czepiają się i uzależniają, jeślitrafi im się przyzwoity facet.Inne całkiem unikająmężczyzn i biorą sprawy we własne ręce, jeślirozumiecie, co mam na myśli.I są takie, któreprzejmują nad wszystkim kontrolę.Taksówka podjechała po dwóch minutach.Tensam kierowca wozi mnie nad ranem do domu już odparu lat.Wita mnie jak starą przyjaciółkę.Och, wiem, że to się wiąże z ryzykiem, nie jestemgłupia, ale przez te lata nauczyłam się dość trafnieoceniać mężczyzn.A w razie pomyłek, które niezdarzają się często, potrafię o siebie zadbać.Dobrakondycja i zdolność radzenia sobie w trudnychsytuacjach, również fizycznie, to nieodłączna częśćzawodu policjanta.Jeśli zawiedzie wszystko inne - ajeszcze nie zawiodło - zamierzam pomachaćdraniowi przed nosem legitymacją i postraszyć gonocką w miejscowym areszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Posłał miostre spojrzenie, trwające nanosekundę, i podszedłdo Emmy.Zdjęła okulary, by spojrzeć wprost naniego.Miała przepiękne orzechowe oczy.116- Nie mów mi, że przyniosła ci żarcie z kantyny -prychnął.- Możesz ją za to postawić przed KomisjąSkarg na Działania Policji.Przypomnij mi pózniej,dam ci formularz.- Wysypał na stół zawartość torby.- Kurczak, awokado i sos pesto.Dopadłem dla ciebieostatni.- Wziął nieodpakowaną kanapkę ztuńczykiem, znów spojrzał na mnie i wzruszyłramionami, jakby chciał powiedzieć do Emmy: co japoradzę?- Miłego lunchu, drogie panie.- I wymaszerował.Drzwi zamknęły się i usłyszałyśmy, jak odchodzikilka kroków korytarzem.Zatrzymał się, żeby z kimśporozmawiać, pewnie z dyżurnym sierżantem, którypo chwili wybuchnął śmiechem.- Miły gość.- Emma odkręciła świeżo wyciskanysok pomarańczowy.- Nie to co reszta tutejszychtroglodytów.Bez urazy.Gapiłam się na drzwi, ale teraz przeniosłamwzrok na Emmę.- Och, no skąd - powiedziałam.- Był tu wcześniej, żeby pogadać o zainstalowaniukamery nad moimi drzwiami - ciągnęła.- Nawypadek gdyby ten, kto przyniósł list, jeszcze sięzjawił.Miałam właśnie rozpakować kanapkę, kiedyusłyszałyśmy stukanie obcasów w korytarzu, apotem głos Gayle Mizon.Wymieniła z Joesburym117kilka cichych zdań.Drzwi otworzyły się, Gaylespojrzała na nas.- Szefowa prosi cię na górę - zwróciła się do mnie.- Zciągnęła wszystkich z pubu - mówiła, kiedyszłyśmy w stronę schodów.- Ta plama na liścieEmmy Boston to ludzka krew.Otworzyłam drzwi na końcu korytarza ipopatrzyłam na nią.Kiwnęła głową.- Krew Geraldine - powiedziała.11821Dotarłam do swojej ulubionej knajpy wCamden o wpół do jedenastej.Lokal właśniezaczynał się zapełniać, a muzyka była dość głośna,by uniemożliwić ewentualną rozmowę.Wzięłamsobie drinka na plac i spacerem podeszłam do jednejz końskich rzezb.Już zaczynałam żałować, żepokierowałam się impulsem, który kazał mi tuprzyjechać.Całe popołudnie szukałam sobie - niezbytskutecznie - jakiegoś zajęcia.Choć nie miałamkontaktu z zespołem, czułam, że atmosfera wkomisariacie się zagęściła.Możliwość, żemorderstwo Geraldine Jones to dopiero początek,zmieniła wszystko.Jak to dowcipnie podsumowałJoesbury, bramka rozciągnęła się na szerokośćcałego cholernego boiska.Pod koniec dnia weszłam do damskiej toalety.Była pusta.Po minucie drzwi otworzyły się i ktośwszedł do kabiny obok.Właśnie wciskałam guzikspłuczki, kiedy usłyszałam, że moja sąsiadkawymiotuje.Umyłam ręce i poczekałam, aż skończy.- Wszystko w porządku? - spytałam, kiedyuznałam, że już po wszystkim.- Mogę jakoś pomóc?Odczekałam kilka sekund, ale nie dostałamodpowiedzi.Odwróciłam się, żeby wyjść; napodłodze za drzwiami leżał płaszcz; ktoś119najwyrazniej w pośpiechu nie trafił pętelką whaczyk.Niebieski trencz Tulloch.Widocznie nie jajedna się denerwowałam.Wyszłam z domu, bo w towarzystwie wyłączniewłasnych myśli dostałabym świra.No i jeszcze tamelodia, której nie mogłam się pozbyć.Mojeulubione rzeczy.To nie miało sensu.Nie myślałam otej zabawie od lat, ale teraz nagle tama, którązbudowałam w głowie, zaczęła pękać i przepuszczaćwspomnienia niczym strumyczki wody.Już nawet dobrze nie pamiętałam, co było naliście.Kwiaty, zdaje się, i może książki.Konie, z całąpewnością konie.Uwielbiałam koniowate wszelkichkształtów i wielkości, nawet osły - i pewnie dlategotak lubiłam Stables Market w Camden - ale przedewszystkim urocze, pulchne, bezczelne kucyki.Wdzieciństwie nazywałam je ponikami.Gdybym wyszła teraz, mogłam jeszcze wrócić dodomu metrem.- Gdzie mi zniknęłaś w piątek wieczorem?Odwróciłam się i uniosłam głowę.Blondyn,którego zapamiętałam z piątkowego wieczoru, tymrazem miał na sobie zwykłe ciuchy odpowiednie naniedzielny wieczór - dżinsy i białą koszulę z krótkimirękawami.Na ramiona narzucił sobie bluzę zcollege u.Ten luzny styl pasował mu bardziej niżgarnitur, który nosił w piątek.Zerknęłam w dół.Drogie buty.120- Uciekłaś, jakby cię furie goniły - mówił dalej,kiedy nie doczekał się odpowiedzi.Był przystojniejszy, niż to zapamiętałam, i trochęstarszy.Brak obrączki na palcu.Przed czterdziestką,więc pewnie miał własne mieszkanie.- Zostawiłam odkręcony gaz - odparłam.Uśmiechnął się.- I co, doszło do wybuchu?Ja też się uśmiechnęłam.- Jeszcze nie.Wyszłam od niego tuż po drugiej pod pretekstem,że idę wcześnie rano do pracy.Wstał ze mną,zaproponował, że wezwie dla mnie taksówkę.Powiedziałam, że już po kogoś zadzwoniłam, kiedysię zdrzemnął.Wypuszczał mnie niemal niechętnie.Nieskomplikowany seks bez zobowiązań z pięknąnieznajomą.Czy to nie marzenie większościmężczyzn? Właśnie to im oferowałam i nigdy niebyłam zaskoczona, że tak łatwo skłonić świeżopoznanego faceta, żeby zaprosił mnie do domu.Zaskakiwało mnie tylko, ilu z nich chciało sięspotkać jeszcze raz.Zwykle zostawiałam im numer zprzestawionymi dwiema cyframi.Może jakaśszczęśliwa małżonka i matka czwórki dzieci nadrugim końcu Londynu odbierała wszystkie telefonyod moich zdobyczy.Kiedy drzwi się zamknęły i jego kroki ucichły wkorytarzu, stałam kilka sekund na górnym stopniu.121Wdychałam chłodne, nocne powietrze i czekałam natransport.Moje pierwsze doświadczenia z mężczyznami iseksem były dość brutalne.I nic w tym szczególnieniezwykłego, ale parę lat temu dotarło do mnie, żekobiety z moją historią mają wybór.Aż nazbytczęsto stają się nieufne, boją się wszelkiej bliskości,a potem kurczowo czepiają się i uzależniają, jeślitrafi im się przyzwoity facet.Inne całkiem unikająmężczyzn i biorą sprawy we własne ręce, jeślirozumiecie, co mam na myśli.I są takie, któreprzejmują nad wszystkim kontrolę.Taksówka podjechała po dwóch minutach.Tensam kierowca wozi mnie nad ranem do domu już odparu lat.Wita mnie jak starą przyjaciółkę.Och, wiem, że to się wiąże z ryzykiem, nie jestemgłupia, ale przez te lata nauczyłam się dość trafnieoceniać mężczyzn.A w razie pomyłek, które niezdarzają się często, potrafię o siebie zadbać.Dobrakondycja i zdolność radzenia sobie w trudnychsytuacjach, również fizycznie, to nieodłączna częśćzawodu policjanta.Jeśli zawiedzie wszystko inne - ajeszcze nie zawiodło - zamierzam pomachaćdraniowi przed nosem legitymacją i postraszyć gonocką w miejscowym areszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]