[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie wszyscy weszli dośrodka, co wydawało się całkiem rozsądne.Jednak nie, bo dostrzegłam Isabel.Stała skulona przy płocie, wyraznie przera\ona.Małymi dłońmi, zaciśniętymi w pięści, zakrywała usta.I wtedy zobaczyłam Luisa Roche przykucniętego obok le\ących na brzuchu dwóchludzkich ciał.Na jego rękach i koszuli była krew.Jej cienkie stru\ki spływały mu po twarzy.Gdy tak patrzyłam, przyło\ył obie dłonie do piersi człowieka spoczywającego na ziemi, poczym nacisnął mocno pięć razy.Pochylił się do przodu, odchylił głowę le\ącego i zrobiłwydech w jego otwarte usta.Dyszał i pocił się z wysiłku.Jego wzrok spoczął na mnie i wtedy wszystkie fragmentyukładanki zło\yły się w całość, nabierając sensu i znaczenia.Uderzając we mnie z siłą czołowego zderzenia.Manny.To on le\ał na ziemi.Krwawił.Luis próbował go ratować.Obok Manny'ego le\ała martwa ju\ Angela, z kulą, którautkwiła w mózgu.Wyczuwałam w jej wnętrzu mrok, \ycie i energia odpłynęły, uciekłydaleko, gdzie nie mogłam ich dogonić.- Chodz tutaj! - wrzasnął na mnie Luis.Przeskoczyłam płot i podbiegłam do niego,uklękłam obok i wzięłam go za rękę.Nie zostało mi ju\ wiele mocy, zaledwie tyle, byod\ywić własne ciało, ale oddałam to, co miałam.Nie wystarczyło.Ziemskie moce Luisa ju\ się wyczerpywały i choć próbowałamwzmocnić to, co jeszcze z nich pozostało, było tego za mało, a rany wydawały się zbytpowa\ne.Serce Manny'ego prawie się rozpadło pod wpływem impetu, z jakim ugodził gopocisk.Druga kula uszkodziła mu kręgosłup.Był martwy.Ostatnie wiązki energii wygasły w nim, opuszczając ciało le\ące przedemną, puste i mroczne.Luis zdał sobie z tego sprawę w tej samej chwili i kiedy na niego spojrzałam,dostrzegłam na jego twarzy przejmującą rozpacz i przera\enie.- Nie - powiedział.- Nie.Nie!Milczałam.Zbyt wiele się we mnie działo, tyle było do zrozumienia, do odczucia iprzetrawienia.Manny odszedł.Nigdy ju\ nie będzie się ze mnie śmiał, nie będzie się złościł,nie wezmie mnie za rękę, by dać mi nieco swojego \ycia.Nie miał ju\ \yciowej energii doprzekazania.Nie było go ju\ w ciele, które le\ało przede mną.Angela.Angela nie przygotuje ju\ swojemu dziecku kolejnego posiłku, nie dotkniecórki czule i z miłością, nie otrze jej łez.A przecie\ tak niedawno szykowała mi jedzenie wswojej kuchni i uśmiechała się do mnie.Oni byli moimi przyjaciółmi.A teraz le\eli martwi.Nie byłam przygotowana na tak silne poczucie \alu.To sprawiło, \e świat wokół mniezawirował, dr\ałam gdzieś w środku i nie mogłam o niczym myśleć, nic zrobić.Azyszczypały mnie w oczy i poczułam, jak spływają, zimne niczym diamenty.Ciemne oczy Luisa spoglądały na mnie, rozpalone nie z rozpaczy, lecz z wściekłości.- Gdzie byłaś? - wrzasnął, chwycił mnie za ramiona i potrząsnął mną brutalnie.- Tysuko, gdzie polazłaś? Oni wtedy tu ginęli! Umierali!I wtedy zrozumiałam.Angela i Manny upadli, kiedy puściłam się w pogoń za samochodem.Zostawiłam Luisa samego, z przerastającym go zadaniem ratowania brata i jego\ony.albo choć jednej z tych osób.Poświęciłam energię na szukanie odwetu.Czy stałoby się inaczej, gdybym od razupołączyła się z Luisem i próbowała zagoić zadane przez kule rany? Nie, mówiło coś we mnie,ale nie mogłam być tego pewna.Gdybym działała dla \ycia, zamiast dla śmierci.Luis potrząsnął mną znowu, krzycząc na mnie po hiszpańsku.Odepchnęłam go, mocno napierając przedramionami na jego ręce, i oddychałamgłęboko, \eby się uspokoić.Serce mi waliło, a łzy płynęły zimnymi strumieniami.Czułam sięmartwa w środku, nie tylko z braku energii, ale dlatego, \e utraciłam coś, co ceniłam, a oczym wcześniej nie wiedziałam.- Isabel - powiedziałam.Luis, z twarzą wcią\ wy krzywioną z furii i \alu, przetoczyłsię na pięty, odsuwając się ode mnie, i spojrzał na swoją bratanicę.Płakała, zwinięta wkłębek, przyciskając do piersi lalkę o brudnej twarzy.- Och, mija - szepnął i wściekłość go opuściła.- Och, nie.Powstał, poruszając się z trudem, jak ktoś dwukrotnie starszy, i wziął dziewczynkę naręce.Przyło\yłam dłoń do jej pleców - częściowo po to, by ją pocieszyć, a po części, abywyczuć, w jakiej kondycji fizycznej się znajduje.Nie była ranna, ale ręce Luisa pozostawiły na ubraniu dziewczynki ślady krwi jej ojca.- Wejdz z nią do domu - nakazałam.- Wezwij policję.Ruszył w górę po schodach wiodących do frontowych drzwi.Isabel miała oczyotwarte, ale jakby nic nimi nie widziała.Ssała swój kciuk.Luis odwrócił jej twarzyczkę w drugą stronę, by nie patrzyła na mnie i na martwychrodziców, po czym rzucił mi gniewne spojrzenie, które wystraszyłoby nawet samego Ashana.- Powinnaś była tu zostać, ty cholerny d\innie - odezwał się do mnie.- Gdybyśpozostała, oni nadal by \yli.Kiedy uklękłam obok martwego ciała człowieka, który był moim Aącznikiem ipierwszym prawdziwym przyjacielem, wiedziałam, \e Luis ma rację.Powinnam była zostać. 7To dziwne, jak szybko tragedia jednej osoby staje się zajęciem dla kogoś innego.Najpierw pojawili się ludzie z pogotowia ratunkowego, chocia\ niewiele mieli do zrobienia;dobrze wiedzieli, \e ani Angela, ani Manny nigdy ju\ nie o\yją.Zostawili więc ciała tam,gdzie le\ały, na frontowym podwórku, by zajęła się nimi policja.Odchodząc, rozmawiali otym, \eby wpaść gdzieś na posiłek.śycie toczyło się dalej.Miałam ochotę ich zniszczyć, zdmuchnąć niczym świece, ale wiedziałam, \e Manny iAngela nie chcieliby tego.Zresztą nie miałam na to siły.Stałam, nieruchoma i cicha, czekając.Nie opuszczę was, pomyślałam.Drugi raz tegonie zrobię.Chwilę pózniej przyjechała policja - oznakowanym radiowozem z błyskającymiświatłami i wyjącą syreną.Jeden z policjantów od razu podszedł do mnie; inny zacząłodganiać tłumy sąsiadów i przechodniów, którzy się zebrali, by się pogapić.- Proszę pani?Oderwałam wzrok od zakrwawionej, martwej twarzy Manny'ego, \eby spojrzeć naspokojną twarz stojącego obok policjanta.- Jak się pani nazywa?- Cassiel - odparłam.Zapisał coś i czekał, jak gdy bym powinna dodać coś jeszcze.Ach, tak.Nazwisko.Ludzie mają nazwiska, określające ich pochodzenie rodowe.- Rosę.Cassiel Rosę.- Tak było napisane na dokumencie to\samości, który trzymałam w kieszeni.Wyjęłam go, gdy policjant o to poprosił.Zapisał jeszcze kilka informacji, zanim oddał midokument.- Czy mo\e mi pani powiedzieć, co się tutaj wydarzyło?Opisałam to najlepiej, jak potrafiłam.Podjechał czarny samochód osobowy, zaczęłasię strzelanina.Rzuciłam się w pogoń za autem.Przerwałam nagle, nie chcąc przyznać, \e toja spowodowałam wypadek.Kiedy zamilkłam, policjant nie odzywał się jeszcze przez chwilę.- Pani.ich goniła.- Tak.- Zcigała pani samochód pełen bandytów, którzy właśnie ostrzelali dom?- Tak.- Nie wiedziałam, czemu o to pyta.Nie wydawało mi się, \ebym wyra\ała się niejasno.- Dogoniła ich pani? - zapytał.- Samochód się rozbił - odparłam z roztargnieniem.- Wezwałam karetkę.- Proszę pani.- Pokręcił głową.- Co, u licha, sobie pani wyobra\ała? Mogli zabićrównie\ i panią.Z pewnością.Zastanawiałam się, czemu sądzi, \e o tym nie wiem, ale milczałam.- Czy znała pani tych dwoje?- Tak - odrzekłam cicho.- To Manny i Angela Rocha.Mieszkali tutaj z córką, Isabel.- Isabel - powtórzył, zapisując w swoim notesie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl