[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zyskałem więcej szacunku, niż mój wuj kiedykolwiek miał.Ci, którzy chcieli działać po mojemu, zostali.Ci, którym nie spodobałysię zmiany, dalej byli skończonymi bydlakami.Zyskałem wieluwrogów, ale nawet wtedy mnie poważano. Zabiłeś kogoś? wypowiadam to bez zastanowienia i naglespoglądają na mnie zaskoczone oczy.Już mam przeprosić, ale jegonieufne spojrzenie mówi mi, że to nie było takie głupie pytanie.Zabił. To chyba nieistotne, nie sądzisz?Nie, ale jego ostrzegawcze spojrzenie sprawia, że nie mówię tegogłośno.Gdyby nie odebrał komuś życia, to na pewno od razu by mi otym powiedział. Przepraszam. Nie przepraszaj. Głaszcze mnie po policzku. Nie trzebabrukać twojego pięknego umysłu obrzydlistwami. Za pózno szepczę, czując, jak dotyk Williama słabnie. Alenie mówimy o mnie i moich decyzjach.Co się potem stało?William odwraca się do mnie i ujmuje moje obie dłonie. Zalecaliśmy się. Chodziliście na randki? Można tak to nazwać.Uśmiecham się, babcia używała tego samego określenia. I? I to było bardzo intensywne.Gracie, chociaż była młoda iniedoświadczona, miała w sobie niesamowitą pasję, czekającą nauwolnienie.I uwolniła ją dla mnie.To wywołało u mnie przedziwnygłód.Głód jej. Zakochałeś się. Myślę, że to nastąpiło natychmiast. Na jego twarzy znówpojawia się smutek, spuszcza wzrok. Spędziłem tylko miesiącpochłonięty ognistym pożądaniem twojej matki.A potem dopadła nasrzeczywistość.I nagle Gracie i ja byliśmy niemożliwym zestawieniem.Doskonale wiem, jak się musiał czuć, i nasza więz znówodrobinę się wzmacnia. Co się stało? Przestałem pilnować interesu i zapłaciła za to jedna z moichdziewczyn.Z trudem łapię powietrze i znów ujmuję jego dłoń.Pociera czoło, wspominając tamten ból. Musiałem działać.Moi wrogowie chętnie by z tego skorzystali. Więc zerwałeś z nią. Próbowałem.Przez długi czas.Gracie była uzależniająca i myślo tym, że mógłbym spędzić bez niej dzień, była okropna.A poza tymwiedziała, jak mnie ogłupić.Jak wykorzystać swoją pyskatą buzię iciało.Nie miałem szans.William opiera się o ławkę i patrzy przed siebie, odpływającmyślami. Ukrywałem nas.Byłaby celem. To nie tylko zobowiązania wobec dziewcząt sprawiły, żeprzestaliście być razem, prawda? Nie potrzebuję potwierdzenia. Nie.Gdybym pozwolił, aby dowiedziano się o moich uczuciachdo tej kobiety, stałaby się celem.Równie dobrze mógłbym im jązaserwować na talerzu. Ale to się i tak stało przypominam mu.Odesłał ją i pozwolił,by wpadła w ręce skończonego bydlaka. Po kilku traumatycznych latach, owszem.Zawsze liczyłem, żety wystarczysz, aby się od tego oderwała.Prycham, wkurzona, że przypomina mi o tym, iż nie byłambodzcem dla mojej matki. Wiemy, jak to wpłynęło na ciebie rzucam. Przepraszam, żecię zawiodłam. Dość tego! Jak to się stało, że zaszła w ciążę z innym mężczyzną? pytam,ignorując jego niezadowolenie moją otwartością. Urodziła mnie,mając dziewiętnaście lat.To niewiele po waszym spotkaniu. Olivio, już ci mówiłem, że postanowiła mnie ukarać.Niemuszę ci chyba przypominać o dzienniku? Pamiętasz, by było tamwiele napisane o mnie? Nie przyznaję i prawie mu współczuję. Zaszła w ciążę z innym mężczyzną.To rozwiało wszelkiepodejrzenia dotyczące twojej matki i mnie. Kim on był?William prycha. A kto to, u licha, może wiedzieć? Na pewno nie twoja matka.W jego głosie słychać żal.Oddycha głęboko, by się uspokoić.Mówienie o tym denerwuje go.A to sprawia, że tylko bardziejnienawidzę mojej matki. Jesteś chyba najlepszą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć. Miło, że ktoś tak myśli stwierdzam zgryzliwie. Olivio! Cieszę się, że spełniłam swoje zadanie śmieję się paskudnie. I pomyśleć, że uważałam, że nikt mnie nie chce, a tu się okazuje, żewyświadczyłam przysługę alfonsowi mojej matki.Mój cel w życiusprawia, że jestem taka dumna. Uratowałaś życie swojej matki, Livy. Co?! wołam.Nie będzie chyba sugerował, że moim zadaniem było zmylenieprzeciwnika, odwrócenie uwagi od związku Gracie i Williama? %7łeby mogła mnie potem porzucić? pytam. Z tego co wiemy,Williamie, ona nie żyje! Mój cel jest do dupy, bo wbrew wszystkiemu itak ostatecznie zginęła! Nadal nie mam matki, a ty Gracie! Trzęsę sięcała, walcząc ze łzami wściekłości.Współczucie zniknęło, a kawałki serca, które właśnie się łączyły,w jednej chwili znów się rozsypały& wystarczyło jedno bezmyślnezdanie.Tak dobrze mu szło.Opowieść o ich związku sprawiła, że namoment zapomniałam o tym, co ważne.O Millerze.I o mnie.O nas.Naszym przeznaczeniem nie jest podążanie tą samą wyniszczającąścieżką skrzywdzonej miłości i cierpienia.Byliśmy na tej drodze, aleocaliliśmy się wzajemnie.Wstaję i odwracam się do Williama.Przygląda mi się uważnie. Miller nie zawiedzie mnie tak, jak ty zawiodłeś Gracie.Odwracam się i odbiegam, słysząc, jak prycha.Spodziewam się, żedopadnie mnie, nim zdążę opuścić placyk.William pozwala mi jednakodejść od siebie i swoich opowieści.Kiedy wreszcie docieram do domu, to mimo że nie chcę,zatrzaskuję drzwi, wciąż wściekła po rozmowie z Williamem iwykończona po wizycie u lekarza.Nie pamiętam wiele z tego, jaksiedziałam naprzeciwko lekarza.Przedstawiłam moją kłopotliwąsytuację, zostałam dokładnie przepytana, a potem zapisano mi pigułkępo i pastylki antykoncepcyjne.Wyszłam i od razu skierowałam się doapteki po drugiej stronie ulicy.Wszystko to robiłam pogrążona wrozpaczy.Gwałtowne uderzenie drzwi wejściowych sprawia, że babciawygląda zaniepokojona z kuchni. Livy, co się stało? Spogląda na swój stary zegarek. Nie majeszcze południa. Nie próbuję nawet nad sobą zapanować, jestem wciąż zbytroztrzęsiona, więc decyduję się na jedyne dobre wyjście, bo jest poczęści prawdziwe. Del wysłał mnie do domu. Jesteś chora? Przyspiesza kroku, wycierając ręce wściereczkę.Podchodzi do mnie i dotyka mojego czoła. Masztemperaturę.Owszem.Płonę z gniewu.Opieram się o drzwi i pozwalam, bybabcia się nade mną zaczęła użalać, wdzięczna za widok jejprzyjacielskiej twarzy. Nic mi nie jest. Phi! prycha. Nie wciskaj mi tu kitu.Odgarnia z mojej twarzy mokre kosmyki. Im szybciej nauczysz się, że nie straciłam jeszcze piątej klepki,tym lepiej. Jej stare szafirowe oczy wbijają się we mnie. Zrobięherbatę. Rusza korytarzem. Chodz. Bo herbata pomoże na wszystko mruczę pod nosem i idę zanią. Co? Nic. Padam na krzesło i wyciągam z kieszeni telefon akurat wchwili, gdy zaczyna piszczeć. Ktoś dzwoni? pyta babcia, nastawiając wodę. To esemes.Odwraca się do mnie ze szczerą ciekawością. Jak rozpoznajesz, które jest które? No wiesz, bo jak ktoś dzwoni& Milknę w pół zdania,odblokowując moją lśniącą nową komórkę. Zamierzasz mieć kiedyśkomórkę?Zaczyna się głośno śmiać i znów zabiera do robienia herbaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Zyskałem więcej szacunku, niż mój wuj kiedykolwiek miał.Ci, którzy chcieli działać po mojemu, zostali.Ci, którym nie spodobałysię zmiany, dalej byli skończonymi bydlakami.Zyskałem wieluwrogów, ale nawet wtedy mnie poważano. Zabiłeś kogoś? wypowiadam to bez zastanowienia i naglespoglądają na mnie zaskoczone oczy.Już mam przeprosić, ale jegonieufne spojrzenie mówi mi, że to nie było takie głupie pytanie.Zabił. To chyba nieistotne, nie sądzisz?Nie, ale jego ostrzegawcze spojrzenie sprawia, że nie mówię tegogłośno.Gdyby nie odebrał komuś życia, to na pewno od razu by mi otym powiedział. Przepraszam. Nie przepraszaj. Głaszcze mnie po policzku. Nie trzebabrukać twojego pięknego umysłu obrzydlistwami. Za pózno szepczę, czując, jak dotyk Williama słabnie. Alenie mówimy o mnie i moich decyzjach.Co się potem stało?William odwraca się do mnie i ujmuje moje obie dłonie. Zalecaliśmy się. Chodziliście na randki? Można tak to nazwać.Uśmiecham się, babcia używała tego samego określenia. I? I to było bardzo intensywne.Gracie, chociaż była młoda iniedoświadczona, miała w sobie niesamowitą pasję, czekającą nauwolnienie.I uwolniła ją dla mnie.To wywołało u mnie przedziwnygłód.Głód jej. Zakochałeś się. Myślę, że to nastąpiło natychmiast. Na jego twarzy znówpojawia się smutek, spuszcza wzrok. Spędziłem tylko miesiącpochłonięty ognistym pożądaniem twojej matki.A potem dopadła nasrzeczywistość.I nagle Gracie i ja byliśmy niemożliwym zestawieniem.Doskonale wiem, jak się musiał czuć, i nasza więz znówodrobinę się wzmacnia. Co się stało? Przestałem pilnować interesu i zapłaciła za to jedna z moichdziewczyn.Z trudem łapię powietrze i znów ujmuję jego dłoń.Pociera czoło, wspominając tamten ból. Musiałem działać.Moi wrogowie chętnie by z tego skorzystali. Więc zerwałeś z nią. Próbowałem.Przez długi czas.Gracie była uzależniająca i myślo tym, że mógłbym spędzić bez niej dzień, była okropna.A poza tymwiedziała, jak mnie ogłupić.Jak wykorzystać swoją pyskatą buzię iciało.Nie miałem szans.William opiera się o ławkę i patrzy przed siebie, odpływającmyślami. Ukrywałem nas.Byłaby celem. To nie tylko zobowiązania wobec dziewcząt sprawiły, żeprzestaliście być razem, prawda? Nie potrzebuję potwierdzenia. Nie.Gdybym pozwolił, aby dowiedziano się o moich uczuciachdo tej kobiety, stałaby się celem.Równie dobrze mógłbym im jązaserwować na talerzu. Ale to się i tak stało przypominam mu.Odesłał ją i pozwolił,by wpadła w ręce skończonego bydlaka. Po kilku traumatycznych latach, owszem.Zawsze liczyłem, żety wystarczysz, aby się od tego oderwała.Prycham, wkurzona, że przypomina mi o tym, iż nie byłambodzcem dla mojej matki. Wiemy, jak to wpłynęło na ciebie rzucam. Przepraszam, żecię zawiodłam. Dość tego! Jak to się stało, że zaszła w ciążę z innym mężczyzną? pytam,ignorując jego niezadowolenie moją otwartością. Urodziła mnie,mając dziewiętnaście lat.To niewiele po waszym spotkaniu. Olivio, już ci mówiłem, że postanowiła mnie ukarać.Niemuszę ci chyba przypominać o dzienniku? Pamiętasz, by było tamwiele napisane o mnie? Nie przyznaję i prawie mu współczuję. Zaszła w ciążę z innym mężczyzną.To rozwiało wszelkiepodejrzenia dotyczące twojej matki i mnie. Kim on był?William prycha. A kto to, u licha, może wiedzieć? Na pewno nie twoja matka.W jego głosie słychać żal.Oddycha głęboko, by się uspokoić.Mówienie o tym denerwuje go.A to sprawia, że tylko bardziejnienawidzę mojej matki. Jesteś chyba najlepszą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć. Miło, że ktoś tak myśli stwierdzam zgryzliwie. Olivio! Cieszę się, że spełniłam swoje zadanie śmieję się paskudnie. I pomyśleć, że uważałam, że nikt mnie nie chce, a tu się okazuje, żewyświadczyłam przysługę alfonsowi mojej matki.Mój cel w życiusprawia, że jestem taka dumna. Uratowałaś życie swojej matki, Livy. Co?! wołam.Nie będzie chyba sugerował, że moim zadaniem było zmylenieprzeciwnika, odwrócenie uwagi od związku Gracie i Williama? %7łeby mogła mnie potem porzucić? pytam. Z tego co wiemy,Williamie, ona nie żyje! Mój cel jest do dupy, bo wbrew wszystkiemu itak ostatecznie zginęła! Nadal nie mam matki, a ty Gracie! Trzęsę sięcała, walcząc ze łzami wściekłości.Współczucie zniknęło, a kawałki serca, które właśnie się łączyły,w jednej chwili znów się rozsypały& wystarczyło jedno bezmyślnezdanie.Tak dobrze mu szło.Opowieść o ich związku sprawiła, że namoment zapomniałam o tym, co ważne.O Millerze.I o mnie.O nas.Naszym przeznaczeniem nie jest podążanie tą samą wyniszczającąścieżką skrzywdzonej miłości i cierpienia.Byliśmy na tej drodze, aleocaliliśmy się wzajemnie.Wstaję i odwracam się do Williama.Przygląda mi się uważnie. Miller nie zawiedzie mnie tak, jak ty zawiodłeś Gracie.Odwracam się i odbiegam, słysząc, jak prycha.Spodziewam się, żedopadnie mnie, nim zdążę opuścić placyk.William pozwala mi jednakodejść od siebie i swoich opowieści.Kiedy wreszcie docieram do domu, to mimo że nie chcę,zatrzaskuję drzwi, wciąż wściekła po rozmowie z Williamem iwykończona po wizycie u lekarza.Nie pamiętam wiele z tego, jaksiedziałam naprzeciwko lekarza.Przedstawiłam moją kłopotliwąsytuację, zostałam dokładnie przepytana, a potem zapisano mi pigułkępo i pastylki antykoncepcyjne.Wyszłam i od razu skierowałam się doapteki po drugiej stronie ulicy.Wszystko to robiłam pogrążona wrozpaczy.Gwałtowne uderzenie drzwi wejściowych sprawia, że babciawygląda zaniepokojona z kuchni. Livy, co się stało? Spogląda na swój stary zegarek. Nie majeszcze południa. Nie próbuję nawet nad sobą zapanować, jestem wciąż zbytroztrzęsiona, więc decyduję się na jedyne dobre wyjście, bo jest poczęści prawdziwe. Del wysłał mnie do domu. Jesteś chora? Przyspiesza kroku, wycierając ręce wściereczkę.Podchodzi do mnie i dotyka mojego czoła. Masztemperaturę.Owszem.Płonę z gniewu.Opieram się o drzwi i pozwalam, bybabcia się nade mną zaczęła użalać, wdzięczna za widok jejprzyjacielskiej twarzy. Nic mi nie jest. Phi! prycha. Nie wciskaj mi tu kitu.Odgarnia z mojej twarzy mokre kosmyki. Im szybciej nauczysz się, że nie straciłam jeszcze piątej klepki,tym lepiej. Jej stare szafirowe oczy wbijają się we mnie. Zrobięherbatę. Rusza korytarzem. Chodz. Bo herbata pomoże na wszystko mruczę pod nosem i idę zanią. Co? Nic. Padam na krzesło i wyciągam z kieszeni telefon akurat wchwili, gdy zaczyna piszczeć. Ktoś dzwoni? pyta babcia, nastawiając wodę. To esemes.Odwraca się do mnie ze szczerą ciekawością. Jak rozpoznajesz, które jest które? No wiesz, bo jak ktoś dzwoni& Milknę w pół zdania,odblokowując moją lśniącą nową komórkę. Zamierzasz mieć kiedyśkomórkę?Zaczyna się głośno śmiać i znów zabiera do robienia herbaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]