[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowił jak najszybciej wracać do domku.Wziął z baru butelkę wina.Wypiją je natarasie, a potem, a nuż.Szedł pospiesznie przez wysadzaną azaliami i oleandrami ścieżkęi niemalże radośnie otworzył drzwi domku.Ku swemu zdumieniu ujrzał, że żona już smacznie śpi.Następnego dnia para małżeńska zeszła na śniadanie punktualnie o dziewiątej.Zasiedliprzy stole z najlepszym widokiem na morze, który to Paweł przezornie zajął, rzucając nań swójnajgorszy sweter, wzięty z pokoju tylko w tym celu.Hanna siedziała z kawą, Paweł zaś naznosiłsobie góry jedzenia, jakby nie jadł od tygodnia.Siedział naprzeciwko swojej urodziwej małżonki,starannie maskując zadowolenie wynikające z faktu, że nie było osoby, która nie zwróciłaby na niąuwagi.Zarówno kelnerzy, jak i goście odwracali za nią głowy.Gdy opróżnił talerz, podniósł na nią badawczy wzrok.Piła kawę i z przyjemnościąprzyglądała się morzu.Od rana zamienili może ze dwa zdania.Postanowił realizować chytry plannaprawczy i robić coś na własną rękę, nie pytając jej o zdanie. Nic nie jesz?  zagaił, patrząc na nią czujnie. Wystarczy mi kawa. Uśmiechnęła się nieuważnie i zamieszała łyżeczką w filiżance. Może przyniosę ci coś słodkiego?  spytał. Idę po te balaklawy[27], czy jak im tam.Wyglądają znośnie. Nie, dziękuję. Pojadę chyba po południu na wycieczkę quadami do wioski arabskiej, co ty na to? Zaczął nieco inaczej, niż pierwotnie zaplanował. Jeśli chcesz. Chcę, inaczej bym o tym nie mówił  wycedził, tłumiąc irytację. Mówię o tymw razie, gdybyś i ty chciała jechać. Nie, raczej nie. Nie zmuszam cię, tylko pytam! Miałbym jechać, nic ci nie mówiąc? Nie informując cię?Tego samego dnia przed południem leżeli na wygodnych łóżkach pod wielkim, białym parasolem.Między nimi, na drewnianym stoliku, w kubełku, chłodziło się białe wino.Mieli teżstertę czasopism, gazet i książek.Jedynym dzwiękiem był odgłos miarowo załamujących się fal,było rozkosznie gorąco.Cały entourage sprzyjał romantycznemu nastrojowi, lecz Paweł i Hannaod śniadania nie odezwali się do siebie więcej niż pięć razy.Hanna wstała.Dopiero teraz, zza ciemnych okularów, Paweł miał okazję podziwiać jejniezrównane kształty, dość dobrze widoczne pod mocno wyciętym, granatowo-białym bikini.Pochyliła się nad stołem, by nalać sobie wody.Dwóch Arabów, siedzących na plaży przy sprzęciewodnym, zagapiło się na nią chciwie. Załóżże coś na siebie, w końcu jesteśmy w kraju muzułmańskim.Jeszcze nas tu wyrżnąw pień.Nie prowokuj tak  wychrypiał Paweł nieco histerycznie.Spojrzała na niego ze zdumieniem, prostując się i popijając wino. Owiń się czymś!  lamentował dalej, trwożnie rozglądając się wokoło.Aż do lunchu Hanna irytowała go na milion różnych sposobów.W końcu od tej mękiuwolnił go bus, który zajechał pod hotel, by zabrać turystów zapisanych na wycieczkę.Podróż byłakrótka a miasteczko, w którym stacjonowały quady, oddalone od hotelu o jakieś piętnaścieminut.Paweł poczuł się nieco lepiej i postanowił się zrelaksować, by w pełni nacieszyć się jazdąterenową.Sympatycznie będzie jechać w kameralnej grupie przez pustynię, gdzie na końcu drogimiała czekać tradycyjna wioseczka egipska, a w niej, jak informowała ulotka, różne egzotyczniebrzmiące niespodzianki.Wjechali busem na ogrodzony teren.Stały tam dwie rudery, wyglądające jak pobombardowaniu, między nimi znajdowała się zamknięta brama, a za nią, na tym skrzętniezabezpieczonym terenie, stało ze sto quadów i na większości siedzieli już ludzie.A więc czekanotylko na nich! Bus zahamował gwałtownie i jeden z trzech Arabów  organizatorów  zacząłwrzeszczeć do Pawła i reszty grupy, dając im znaki, by szybko wysiadali.Ludzie karnie podrywali się i tłoczyli w przejściu, spiesznie opuszczając pojazd.Pawełopuścił busa ostatni.Nie zamierzał poddawać się presji tych nieokrzesanych bandytów, którzy tutaj,w pustynnej zagrodzie zdawali się ukazywać nowe oblicze.Z usłużnych złośliwców zmieniali sięw dziką, nieokiełznaną hordę.Popędzali grupę, by jak najszybciej znalazła się na pozostałychquadach.Pawłowi dostał się mocno zdezelowany model, ustawiony niemal na końcu korowodu.JakiśArab podleciał do niego i wręczył mu arafatkę, niegrzecznie coś pokrzykując w swoim narzeczu.Okazało się, że prawie wszyscy mieli już takie arafatki na głowach, dla ochrony przed pyłem, któryunosił się spod kół kładów.Jeden z dowodzących, łamaną angielszczyzną i tonemprzypominającym dowódcę w obozie koncentracyjnym, wywrzaskiwał instrukcję obsługi quadów.Jego pomagierzy latali wokół, sprawdzając, czy wszyscy zrozumieli.Niestety, mało kto rozumiałcokolwiek, a tę resztę  rzeczywistą angielszczyznę, którą ewentualnie można by zrozumieć zagłuszał ryk odpalanych silników.Komendant machnął czerwoną szmatą, dając sygnał do startu, po czym pobiegł do swojegogrodu.Gigantyczny korowód turystów powoli ruszał.Arabowie, niczym komary, krążyli na swoich,znacznie lepszych i szybszych modelach, wzdłuż rozciągniętego na przestrzeni kilkuset metrówkorowodu quadów, wrzeszcząc jak opętani i dając turystom dramatyczne znaki.Ludzie karnieruszali.Paweł, choć nieco zbulwersowany, poszedł w ślad za resztą.Jak się okazało, quady zaczęłygnać z ogromną prędkością.Z niewiadomych przyczyn Arabowie narzucili strasznie szybkietempo.Zjechali z ubitej drogi wprost na kamienistą pustynię i skierowali się w stronęzamykających widnokrąg, potężnych, szarych gór.Paweł zaczął rozumieć, skąd to szaleńcze tempo.Słońce już chyliło się ku zachodowi, a góry, które z szosy zdawały się bliskie, tak naprawdę byłyoddalone o co najmniej godzinę drogi, więc by zdążyć na ów  malowniczy zachód słońcaw górach musieli niezle zasuwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl