[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemniej musiał przyznać, żerzeczywiście czerpał przyjemność z bogacenia się i pomnażania majątku.Przedzierając się przez zatłoczone ulice, dotarł wreszcie doPalais-Royal i zatrzymał konia przed  Grand Vefour".Wyrastające jakgrzyby po deszczu przeróżne kawiarnie i eleganckie restauracje spełniałyoczekiwania nawet najbardziej wymagających paryżan.Philippe byłpewien, że w tym lokalu spotka lorda Frankforda, angielskiego dy-plomatę, który nie potrafił wyrobić sobie nazwiska wśród wielkichpolityków.Miał za to jedną, niezwykłą umiejętność: nie było plotki,która umknęłaby jego uwagi.Philippe wszedł do restauracji, oddał płaszcz kelnerowi i rozejrzał siępo zadymionym wnętrzu.Jak większość starych budynków, ten takżeprzypominał pozostałość po dawnym reżimie.Nie, żeby Philippe miałcoś przeciwko malowanym ścianom i sufitom albo lustrom, w którychodbijali się goście.Z pewnością wolał je od wilgotnych, ciemnych izatłoczonych angielskich barów.Upolowanie ofiary zajęło mu kilka minut.Frankford siedział przystoliku w samym rogu, lekceważąc ciekawskie spojrzenia innych gości.Podnosząc wzrok znad talerza ostryg, lord zrobił wielkie oczy.- To naprawdę ty, Gautier?- Na moje nieszczęście - odparł Philippe, zajmując miejsce przystoliku.- Jak się masz, Frankford?Anglik sięgnął po kieliszek bordeaux.- Całkiem niezle.- A twoja żona?- Dzięki Bogu została w Anglii.- Frankford otarł usta lnianąserwetką.- Aatwiej znieść trudy małżeństwa, kiedy mieszka się w dwóchróżnych krajach.Philippe uśmiechnął się.- Dlatego nie zamierzam się żenić.98RS - Zawsze byłeś mądry.- Frankford położył ręce na swoim wielkimbrzuchu.- Nie sądziłem, że cię tutaj spotkam.Kiedy ostatni raz cięzapraszałem, twierdziłeś, że to miasto powinno spłonąć.- Nadal uważam, że to niegłupi pomysł.- Długo zabawisz?- To zależy.- Philippe rozparł się wygodniej na swoim miejscu.-Może przez kilka dni, a może krócej.- Znów interesy.- Frankford westchnął z rezygnacją.- Nie wiem, jakty to robisz.Jesteś jak ten przeklęty Midas.- Tak naprawdę, przyjechałem z osobistych pobudek.- Nie mów! - Frankford aż się zakrztusił.- Chyba nie masz na myślikobiety?Philippe zmarszczył brwi.- A czemu to cię tak dziwi?- Nigdy nie latałeś za spódniczkami.Niby po co? - Frankfordpokręcił głową.- Wszystkie Francuzki lgnęły do ciebie jak pszczoły domiodu.%7łenujące przedstawienie.Rzeczywiście, przyznał w duchu Philippe.Już dawno odkrył, że nie manic gorszego od natrętnej matki, która chce dobrze wydać za mąż córkę.- Ta jest zupełnie inna - zapewnił Frankforda.- Ach, tak.Cóż, Paryż jest znany ze swoich kurtyzan.Piękne iutalentowane, jeśli wiesz, co mam na myśli.Sprawdziłem kilka i muszęprzyznać, że są warte swojej ceny.- Klepnął się po brzuchu.- Kiedy ci sięznudzi, daj mi znać.Philippe złapał się na tym, że ma ochotę uderzyć obleśnego lorda wtwarz.Do diabła, co się z nim dzieje? Zabrał ze sobą Raine równieżdlatego, aby przekonać innych, że jest zbyt zajęty, by zajmować sięswoim bratem.Jeśli nie wezmie się w garść, wszystko zepsuje.- Ona nie jest kurtyzaną - powiedział i szybko dodał: - Przynajmniejna razie.Natknąłem się na nią w klasztorze.Zaskoczony Frankford zapytał:- Niewiniątko?- Ma w sobie wyjątkowy urok.99RS - Pewnie jest piękna?- Wygląda jak anioł.- Proszę, proszę.Mam nadzieję, że zaniepokojona rodzina niezechce jej szukać.Z takimi na ogół bywają poważne kłopoty.Zawszeznajdzie się jakiś wściekły brat albo ojciec, którzy próbują trzymać z dalawszystkich zainteresowanych dżentelmenów.Philippe pomyślał o Aotrze z Knightsbridge.Liczył na to, że przeżywa katusze z powodu zniknięcia Raine.Topowinno nauczyć drania, żeby lepiej dbał o córkę.- To bez znaczenia.Nie zabawię długo w Paryżu.Pod koniecmiesiąca muszę być z powrotem w Anglii.- Ach, tak.Domyślam się, że słyszałeś o problemach brata?- Dostałem rozpaczliwy list o jego tragicznym położeniu.- Nie wyglądasz na zmartwionego.Philippe obojętnie machnął ręką.- Jean-Pierre wiecznie ściąga na siebie nieszczęście.Gdybym zakażdym razem stawał po jego stronie, nie miałbym czasu dla siebie.- Nie lubię wtrącać się w nie swoje sprawy, Gautier, ale tym razemwydaje mi się, że to poważny problem.Słyszałem, że zabrali go doNewgate.- Nic mu nie będzie, jeśli kilka dni spędzi w więzieniu.Może to gonauczy odpowiedzialności.Frankford roześmiał się z niedowierzaniem.- Jesteś zimnym draniem.- Nic podobnego.Skontaktowałem się z moim adwokatem.Prędzejczy pózniej uporządkuję cały ten bałagan.W głosie Philippe'a pobrzmiewało zniecierpliwienie.- Cóż, na pewno wiesz lepiej, co powinieneś robić - szybko odparłFrankford.- Istotnie.Philippe zamilkł, ponieważ podszedł do nich kelner i postawił na stoletalerz z bażantem w sosie grzybowym.Kiedy zostali sami, wrócił dorozmowy, nadając jej właściwy kierunek.- Skoro jesteśmy przy interesach, mój ojciec prosił, żebym100RS skontaktował się z jego starym znajomym, panem Mirabeau.Zajadając się ze smakiem, Frankford odparł między jednym a drugimkęsem:- Nie widziałem go od kilku miesięcy.Chodzą słuchy, że zapadł siępod ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl