[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tuśka czuła, że to o niej mowa, ale nie usunęła się od okna.Przeciwnie, stała jak na pręgierzu,powtarzając sobie:- Dobrze ci tak! dobrze ci!.Nagle z sieni domu wyszedł Porzycki i jakaś kobieta.Tuśka nie dostrzegła jej twarzy, bo Porzycki,który niósł jej parasolkę, rozpiął ją zaraz i podał osłaniając twarz tej damy od słońca.Spostrzegła tylko Tuśka, że była to kobieta smukła, zgrabna, o lekkim, rasowym chodzie.Ubranaw czarną grenadinę i niewielki czarny kapelusz, przystrojony gazą, przesunęła się przezdziedzińczyk i wyszła na drogę.Porzycki szedł obok niej rozmawiając żywo.Pochylali się oboje kusobie, widocznie mieli sobie dużo do powiedzenia.Było w nich widocznie to coś, co łączynaprawdę ludzi wspólnością życia, uczuć, pojęć i interesów.To czuła Tuśka od razu.Teraz łatwiejpojmowała podobne odcienie.Przypomniała sobie, jak idzie ona obok swego męża, jak ani chodząwszyscy obok siebie drewniano, obojętnie, obco.- On ma słuszność! - pomyślała.Strona 155 0Patrzyła chwilę za nimi, jak szli drogą, i coraz więcej nabierała przekonania, że ci dwoje rozumiejąsię i nie są dla siebie "mumiami".Rzecz dziwna.Ona dla tej kobiety nie czuła tej złości, jaką miała do Sznapsi lub do innych kobiet zotoczenia Porzyckiego.Może jego słowa o jej wyjątkowej inteligencji i charakterze od razupostawiły tę kobietę na takim piedestale, że niskie uczucie ze strony Tuśki nie mogło się rozwinąć.Jak było - to mniejsza, dość, że było w tej chwili w Tuśce zgnębienie i rozpłynięcie się wsentymentalizmie nad goryczą losu.- Dobrze mi tak!.Dojrzała, iż pani Warchlakowska i cała jej banda śledzi także nieznajomą i Porzyckiego.Cofnęłasię od okna w głąb pokoju.Czuła się dziwnie samą i opuszczoną.Zajrzała do drugiej izby i tamdostrzegła Pitę, która umywszy się, przebrawszy siedziała przy stole i oczekując na podwieczorekprzeglądała po raz setny Historię o Kasi i królewiczu.Tuśka byłaby chętnie podeszła do dziecka i zbliżyła się do niej w jakimś cieple moralnym.Ale poprostu nie wiedziała, jak się wziąć do tego.- Mumia!.- myślała patrząc na nieruchomy profil córki - rzeczywiście mumia!Umyła się, uczesała, przebrała w szlafrok, starając się zająć mechanicznie, aby nie dozwolićrozigrać się nerwom.Wyciągnęła kufer i zaczęła w nim układać bieliznę.W ten sposób chciałazamanifestować po- stanowienie wyjazdu.Pita spojrzała na to spod oka, ale nie zapytała o nic ani nie poruszyła się z miejsca.Wreszcie Tuśkę to milczenie, ta lodowa atmosfera zaczęła dławić nie na żarty.Wyszła do sieni, spojrzała na drzwi Porzyckiego i zdawało się jej, że jakaś żelazna zasłona dzieliich mieszkania.Przede drzwiami dostrzegła nieduże kalosze damskie i ten szczegół drobnyprzedstawił jej przykrość całego faktu w zupełnej nagości.Wyszła na dziedziniec i skierowała się ku szopie.Chciała, bądz co bądz, porozmawiać zkimkolwiek.Szła do gazdziny.Szła kobieta do kobiety.W zmartwieniu kobiety zapominają o społecznej różnicy.Garną się do siebie jak bratki podczas wichrów jesiennych.Krążą obok siebie jak liście z drzew strącone, szarpane po tafli błotnistej kałuży.Mają w sobieprzytulność zmęczonych duchów, które skrzydła smutku rozpiąwszy sądzą, iż wzajemny cieńbędzie im litosny.Idą ku sobie słuchać głosów własnych i w nich doszukiwać się cech bólu, któryszarpie w tej chwili ich serce.I w tym znajdują ulgę.Nie jest to radość z cudzego bólu, lecz ta myśl, że się jest wreszcie zrozumianym, że taki ból jużbył, przeszedł i rozpłynął się w mglistości wspomnienia.Dlatego Tuśka do gazdziny idzie.To, co szopą nazywała, okazuje się, że jest po prostu starą, dawną chatą.Strona 156 0Ile lat stoi ta chałupa, Obidowska nie pamięta.Wie, że się w niej rodziła i wychowała.To wie jedno.Gdy Tuśka staje w progu izby, gazdzina siedzi na ziemi i skrobie "grule".Czarno tu, powietrze stęchłe.Kury po podłodze rozwłóczą własne nieczystości.Tkwią w nich i nogiObidowskiej wyciągnięte ku palenisku, na którym leciuchno ogień migoce.W pierwszej chwili Tuśka nie dostrzega nic prócz jakichś sprzętów ciemniejących po kątach.Powoli oczy jej przyzwyczajają się do tego cienia.Widzi już sosrąb i wyrzynane belki.Czarnewgłębienia gwiazd znaczą się na brunatnym tle drzewa.U nóg Tuśki wala się prześliczny czerpak.Bibulane, czerwone róże pokryły rzezby ścienne.Tu i owdzie mech zakwita wśród szczelin.Pachnie tu jaskinią ludzi pierwotnych, rozwłóczy się zwierzęcość i zarazem jakaś piękna prostotadusz, gnających ku łączeniu linij, w zajrzane w gwiazdziste noce błyszczących widm kształty lubpochwytanych na futra serdaków płateczki śniegowe, przywiane od wichrów, od hal.A może wzorami im są te cudowne kwiaty, które mróz po szybach w księżycowe noce tchnieniemswoim rzezbi?A może.Gazdzina dojrzała Tuśkę i zwróciła się ku niej:- Cego fcom?Tuśka na razie nie odpowiadała.Błądziła po tej chałupie, gdzie dokonywały się także życia ludzkie, gdzie cały odrębny jakiś światzbił się w miazgę faktów i stamtąd objawami uzewnętrzniał się i wypowiadał swój rozwój innymtakim światom.Pod ścianą łóżka narzucono trochę betów, trochę słomy.Kołyska na sznurach, dawno nieużywana, pusta, wyschła.I te czerwone róże dziwne, wykwitłe pożogą wśród ścian sczerniałych.Pod nimi, na jednym z łóżek, zwalony w bety Józek Obidowski śpi z twarzą do góry podaną.Ukośne światło z okna pada na jego usta purpurowe, kalinne policzki, czarne łuki brwi na białym,niespalonym czole.Róże nad nim kwitną.Róże na tle ciemnej ściany.I ta twarz młoda, świeża, dysząca siłą i żywiołową mocą jak róża wykwitła w ciemni dokonanychistnień.- Cego fcom? na poctę?.Z rąk Tuśki gazdzina bierze list do męża.- Wnetki się Józiek zbudzom, to póńdzie.A widząc, że Tuśka stoi, przeczuwa w niej gościa.Strona 157 0- Niech se przysiądom.Machinalnie Tuśka osuwa się na trójnożny koło komina stołek.- A cóż to? wasz mąż chory, że śpi?Oczy gazdziny zaświeciły w cieniu.Miłośnie ogarnęła śpiącą postać kalinną, różaną.- Niek śpi, wódczysko z niego wyparuje.- Pijany?- Dałam mu sama wódki, żeby po wirchach nie latał.Tuśkę przeszedł mróz.W tej cichej chacie ta stara kobieta w przystępie zazdrości dokonywała powolnej zbrodni.Rozpajała tego halnego orła, aby zmożony trującym oszołomieniem nie rwał się na wirchy, gdzieona iść z nim nie mogła.- Napije się, rozbierze go bardzo niewiele, prześpi się i mam spokój!Ciężki, duszący oddech śpiącego mącił ciszę ciemnej chaty.- Ależ kobieto.pomyślcie.robicie zle, przyuczacie go do pijaństwa.- Hale!.wole, niek będzie pijok niz co jensego.Na wódcysko mnie zawse będzie stać.niek pije.Wpiła w niego oczy ogromne, płomienne, fatalne.- Niek pije!Na ziemi jak skrzydła odarte leżała przy łóżku Józkowa biała guńka, a na niej rzucona ciupaga, tasama, która wybiła tyle "stupeni" w skale, aby jego lotne stopy mogły go nieść wyżej! wyżej! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl